Ostatnio mój A. prowadzi rozmowy kwalifikacyjne, co prawda tutaj w Irlandii, ale mniej więcej widzę co i jak, na czym dokładniej to polega od drugiej strony

A co do pieska...No to ja popieram też dziewczyny... Przecież jej serce pęknie gdy ją oddacie

Nie pomyśleliście o tym... ? Pies jest jak dziecko

Ja nawet do rybek się przywiązuję, a co dopiero psiak... Pamiętam, gdy rodzice oddali mojego królika, bo za dużo trocin z klatki wysypywał

Płakałam niesamowicie, myślałam że umrę z rozpaczy, że ona jest gdzieś sama, bez nas(a był to naprawdę inteligentny, bardzo do nas przywiązany królik, tym bardziej że otrzymaliśmy go od sąsiadki, której kuzynka po prostu chciała go gdzieś zostawić). Sonia(to był samiec, ale co tam

) przywiązana była do nas strasznie. Ostatnio nawet na wspomnienia mnie wzięło jak chomika sobie kupiliśmy, że przecież ten króliczek miał serduszko i pewnie tak bardzo cierpiał

Chyba do dziś tego rodzicom nie umiem zapomnieć i wybaczyć. Heh, ja z Sonią nawet na spacery chodziłam, i nawet miał własną smycz,to był królik, który zachowywał się po prostu jak maleńki piesek.
Kochana, pomyśl sobie, że Wasz piesek oddałby za was życie, jak każdy pies za swojego pana. Z pewnością rzuciłby się w razie potrzeby, z pomocą, w Twojej obronie czy obronie Twojej mamy. Psy są czasem, prawdę powiedziawszy, bardziej oddani człowiekowi, niż drugi człowiek. Tacy przyjaciele są niezastąpieni... Z pewnością woli czasem zostawać sam w domu, niż cierpieć i żyć bez Was.
Gdy mąż siostry mojego A. sprawił jej Nera - pieska na urodziny, jeszcze nie wiedzieli że wyjadą za granicę. Piesek rósł, a gdy siostra A. z mężem wyjechali... Przez tydzień cierpiał strasznie. Zmienił się, już nie był tym samym wesołym pieskiem, mimo że miał nas i rodziców A. Gdy zabrakło jego właścicielki, załamał się
Moja ciocia próbowała kiedyś oddać swoją suczkę(nie powiem, nie lubiałam jej! Była straszna, ta suczka - to był jamnik i była straszna

). Po tygodniu nowi właściciele zadzwonili do niej, bo nie mogli sobie z nią dać rady. Nie jadła, wszystko i wszystkich gryzła, płakała i piszczała strasznie... Oczywiście ciocia, również stęskniona, szybko pojechała po Korę.
Ah, wiem że się rozpisuję, ale na wspomnienia mnie wzięło. Moja chrzestna miała psa - Domela. Hm, w sumie to jej córka go miała. A jako że to byli moi sąsiedzi, ja też bardzo się z nim przyjaźniłam, opiekowałam się nim, i traktowałam jak swojego własnego. Mówię Wam, to był kundel, ale drugiego takiego mądrego psa nigdy nie widziałam. Córka chrzestnej dorosła, wyszła za mąż i zamieszkała z mężem. Chrzestna rozwiodła się i wyprowadziła się za granicę. Domel został ze starym mężem mojej chrzestnej, który bardzo dużo pił, zresztą dalej pije. Pies zwariował. Nie poznawał nikogo, a z mądrego, pięknego i inteligentnego psa stał się głupkowatym, niezadbanym kundelkiem biegającym dookoła i szukającym jedzenia. Jedynie nas poznawał - mnie i moich rodziców, nas nie gryzł i nie warczał na nas. Czasem dawałam mu jeść i pić, by nie zdechł... Gdy pierwszy raz poleciałam do Irlandii na dwa miesiące, pod koniec tego mojego wyjazdu rodzice zadzwonili do mnie z wiadomością, że Domela potrącił samochód

To dla mnie było niemożliwe... On zawsze rozglądał się przed ulicą, nigdy na nią nie wbiegał niespodziewanie... A teraz już go nie ma... Z pewnością gdyby go nie zostawili, żyłby do teraz. Pewnie dalej witałby mnie radosnym szczeknięciem, gdy wychodziłabym z mieszkania...
Eh.
Przepraszam
Werciu za rozpisanie, ale wzięło mnie na wspominki

I jakoś tak smutno mi się zrobiło. Nie oddawajcie pieska, nie róbcie mu tego