Czy ja Wam juz mowilam jakie jestescie kochane i jak sie ciesze, ze Was mam?!Jestem wiec, po dlugim weekendzie
Sporo moglabym napisac o tym co sie dzialo, ale wole nie...
W skrocie... zawiodlam sie na moim mezu- przykro mi to pisac, ale niestety tak bylo
. Potraktowal mnie zle, nietaktownie, jak obca osobe, nie wlasna zone... jak wroga. I zamiast odpuscic, to uparciuch dolewal jeszcze oliwy do ognia. Jednego dnia go ingnorowalam, chociaz na ogol tego nie robie, bo nie potrafie byc taka twarda, jednak tym razem nawet na pytanie "czy jestes zle i o co" odpowiadalam krotko, ze nie chce mi sie enty raz tlumaczyc tego samego...
Wiec probowal, usciskami, buziakami, milymi slowkami... tym przez co zawsze mi przechodzilo... tym razem jednak...nie przeszlo. Wczoraj kiedy zauwazyl, ze drugi dzien zachowuje sie tak samo, czego nigdy nie robilam
, to on wielki pan i wladca "rzucil fochem" doslownie...
Pierwszy raz od kiedy sie znamy, chcialam zeby bylo mu przykro, zeby w koncu dotarlo cos do tej jego meskiej glowy... Siedzial na kanapie a ja poprostu na niego krzyczalam przez lzy... slowami ktorych nigdy nie uzywalam...
Jest mi nadal bardzo przykro, ze musialam takich slow uzywac, krzyczec itd... ale tak jak pisalam w poprzednich postach, mam dosc, miarka sie przebrala. I nie bede juz czekac, az cos "sam zrozumie" bo to nigdy nie nastapi.
Skonczylo sie na tym, ze wczoraj wieczorem powiedzialam do Irka, ze bede z nim rozmawiala pod warunkiem, ze pokaze mi w ciagu najblizszego czasu, ze moje slowa dotarly do jego glowy i od niego zalezy czy bedzie mila atmosfera miedzy nami czy nie.
Krotko i na temat...nie bede sie wiecznie z facetem obchodzila jak z jajkiem, bo teraz zauwazylam, ze to zaczyna przynosic negatywne skutki...i tyle. I to nie, ze hormony czy jakis kryzys, czy cos...
Ja nadal bardzo kocham mojego meza, wiem, ze on kocha mnie...poprostu tym razem musialam byc stanowcza...
Poza tym czuje sie swietnie
Dzis zaczynamy 26 tydzien ciazy
oczywiscie pozniej bedzie fotka brzucholka
I bardzo Wam dziekuje za troske