Jaki mialam dzisiaj sen!!! Sluchajcie. Wszystko bylo zostawione na ostatnia chwile. W kosciele orpcz nas mialy slubowac jeszcze inne pary i bylo spotkanie organizacyjne, na ktore nie poszlismy. Oprzytomnielismy chyba na dzien przed, wszystko bylo w biegu, tak ze nad jedna sprawa nie bylo nawet czasu sie dluzej zastanowic. Potem byl kosciol, do ktorego jechalam AUTOBUSEM komuniacji miejskiej, ubrana w obwisla suknie, ktorej gorset caly czas mi spadal, wlosy mialam spiete klamra, i zamiast jakiegos bolerka mialam na sobie czarny sweter (juz bylam zlana potem w trakcie tego snu). malo tego, z braku naszej obecnosci na spotkaniu organizacyjnym siedzielismy jako ostatnia para w korytarzu kosciola. Jak pierwsza para zaczela skladac przysiege spojrzalam w dol i co zobaczylam....? Ze zamiast szpilek mam adidasy na sobie z tymi krotkimi skarpetkami przed kostki!!!! Okropne to bylo. Zawolalam moja Mame, wyszlysmy do bocznego przedsionka i poprosilam mame zeby pojechala kupic mi buty, a ona uparcie tlumaczyla, ze w tych wygladam dobrze. Wtedy uslyszalam, ze ksiadz mowi do mojego Irka "a Pan to komu bedzie slubowal, widac nikomu, uciekla na wioche narzeczona" doslawnie takie to byly slowa. Wtedy zaczelam biec...wbieglam do kosciola krzyczac, ze juz jestem. Nie wiem czemu, ale zastalam Irka ze lzami w oczach, smutnego... i sie obudzilam.
Fatalny ten sen, okropny poprostu. I niech mi ktos teraz powie, ze ja przesadzam z przygotowaniami...Ja sie lepiej za te zaproszenia zabiore, bo jeszcze gosci nie bede miala.