witam was w niedzielę

uuu....nie wzięłam myszki, i pewnie bede sie meczyć

ale u mnie dużo mikołajów zawitało

a jak wam minęły mikołajki

u mnie nawet spoko, ale M. odwalił rano taki numer, ze miałam mieszane myśli

wiem, że poźniej bardzo głupio sie z tym czuł...
już mówię, co sie stało...otóż ja zapomniałam o Mikołajkach w piatek i nocy mi sie dopiero o nich przypomniało. Hm...i nie zrobiłam prezencików

Pomyślałam, ze bedzie trzeba jakoś wybrnąć z tej sytuacji i zamiast spać to ja planowałam

I wpadłam na pomysł, by mojego kochanego w to troszke zaangażować. Rano, niestety zapomniałam o tym co planowałam i przypomniało mnie sie kiedy Miki Mamita dała nam prezent...A był to symboliczny piernikowy mikołaj polany czekoladą i batoniki. poleciałam do swojego pokoju i za telefon i do Michała dzwonię...Poprosiłam go by pojechał po drodze do sklepu i kupił jakis słodki mikołajkowy upominek dla mamy, by przed wyjazdem go podłozyć. Och...zaczęłam sie niepokoić, bo bardzo długo go nie było...kiedy w końcu przyszedł, nie był zadowoly...Mama w kuchni była wiec musiał misiek w drzwiach stanąć, abym mogła niespodziankę przemycić...Ale Michał sie wściekł...I kiedy powiedziałam mu, że Miki przyniósł prezent...zrobił kwaśną mine i powiedział "leee.prezent"...oj jak mamie sie przykro zrobiło

A ja nie wiedziałam czy dac mu bure czy pochwalić za spełnienie mojej prośby...W końcu, pochwaliłam go za to zrobił ale zganiłam i tak przez cały dzień za jego nieżyczliwe podejście do mojej mamy...Nie odzywałam sie do niego pół drogi do wrocławia, dopiero lody przełamałam, kiedy była M. potrzebna moja pomoc, bo zgubilismy sie szukając wjazdu na autostrade...Oczywiście, orientacji to ja mam zero, ale intuicje bardzo dobrą, na slepo M musiał mi zaufac i jechał tak gdzie kierowałam...udało się, i całe szczęście, bo dopiero miałabym dym

U nas jest taka tradycja,że z okazji mikołajek nie dajemy sobie niewiadomo jak wielkich prezentów, a symboliczne słodkości. Mama w tym roku bonów nie dostała, jest tuz przed wypłatom wiec tym bardziej moim zdaniem trzeba docenić taki gest. Oj jak ona wczoraj rano sie cieszyła, ze moze nam cos dać, a M. wywołał u niej smutek.
Druga, sprawa...wiecie jak moja mama podchodzi do kwestii "rodzina". Ostatnio, postanowiłam nad tym popracować. Dużo staram sie z mama rozmawiać na ten temat; tłumaczyć a nawet budowac relację z M. Wczoraj miałam takie wrażenie, ze co ja zaczęłam budowac, M. swoim kretyńskim zachowaniem wszystko w jednym momencie zburzył. Takie drobne gesty, budują relację, poczucie u mamy, że nie jest sama, że ma nas i ze zawsze będziemy.
oj szkoda, ze nie widziałam uśmiechu mamy kiedy zobaczyła, że Miki też do niej przyszedł. Błam juz w drodze, ale mama wysłała radosnego eska. Oczywiście, obawa, też sie potwierdziła; mamie było przykro. Nie rozumiała co, sie stało...bo przecież tłumaczyłam jej, że ma podchodzić do Michała jak do syna, do rodziny. Udało, sie obrócić to w żart -mama powiedziała, że Mikołaj jest też czasem piernikiem

a ja to pociągnęłam, śmiałam sie sama do siebie jak wysyłałam te eski. Oczywiście, starałam sie wybronić Michała i jakoś wytłumaczyć jego paskudne zachowanie i zwaliłam winę na egzamin, którym niby był poddenerwowany. Mam nadzieję, ze sie udało...
Nie wiem, czy słusznie, zrobiłam wybraniając go, bo to on nawazył piwa i on to powinien naprawić...Ale zrobiłam to ze względu na mamę
Owszem jest tu troszke mojej winy, bo M. utknął w kolejce i mieliśmy opóźnienie...Ale przecież mógł, zadzwonić i przedstawić sprawę... Mógł tez, pomimo zdenerwowania i złości na mnie powstrzymać sie i nie robić scen przed mamą...Powinnam dostać bure, ale na osobności bo to ja poprosiłam, go o przysługę
ale ::)było mu przykro, z tego co rano zaszło, widziałam to na jego twarzyczce pełniej bezradności..."gdyby czas cofnąć..."
ale dzis znowu wybryk....och my chyba mamy jakiś trudny okres

Zamawialiśmy jedzonko (obiadek) na polibudzie i była duza kolajka...tłok..Michał poprosił mnie bym zajęła gdzies miejsce a on zamówić miał papu. Zachciało mi sie frytek z filetem z kurczaka i nagle okazało sie że na fryty trzeba bedzie poczekać...Wiecie, co on zrobił

zamówił sobie klopsa z ryżem a mi nic. Musiała jeszcze raz stac w tej kilometrowej kolejce i zamówić sobie papu. nim dotarłam do stolika, M. był już po posiłku...Ludzie...załamka...totalna

ja nie wiem co sie dzieje

Przecież, to normalne, ze jeśli czegoś nie ma to zaraz dosmażą i poczekałabym chwile...Przez ten czas, co stałam w kolejce donieśli aż dwie misy frytek

Bardzo głupio sie poczułam, byłam kompletnie zszokowana
W piatek też numer u przyjaciół... K. zaproponowała M. mamie miski w których jedzenie tak sie nie psuje. Mówiłam kiedys o nich M. i nawet zaznaczyłam, że jak tylko zamieszkany ze soba, to takie warto byłoby kupić z tego względu, ze ze mnie jest chomik, musi lodówka byc pełna, ale jem oczami

A Michał wielce zaskoczony, że cos takiego istnieje

Kilka razy powtórzyłam sie, że "przecież ci o tym mówiłam" A on, że pierwsze słyszy

. Po wyjściu z ich domu, usłyszałam "pamiętam kochanie, mówiłaś mi"
wiecie co jestem zupełnie bezradna...miłość jest a mijamy się
nie mam pojęcia co sie dzieje
Macie jakąś radę 
do wszystkiego sie dostosuję, oj...bo jak ja zacznę robic mu na złość, to już nasz związek nie będzie miał sensu
justyś nie gniewam sie, naprawdę spoko....po to jest w końcu ten watek, by o takich rzeczach rozmawiać, nie koniecznie dla mnie przyjemnych
madziu tak, czekolada to był wyjątkowo głupi pomysł

Zadzwoniłam do siostry i jej sie poradziłam. Okazało sie, że James w ogóle nie jada słodyczy

Kupiłam mu kapcie, za radą siostry, ale nie takie zwykłe...Z nadrukiem piłki noznej, a tam gdzie jest stopa, to naszyte jest boisko. On jest fanem piłki wiec na pewno prezent trafiony, hihi 2 w 1
i udało sie napisac, kilka słow...oj mam nadzieję, że nie skasuje mi tego co napisałam
lecę do was
