jestem... jestem

nie pisałam kochane bo nie miałam kiedy kilka słów nakreślić

przede wszystkim buziaczki dla was, szczególnie dla
madzi, doris, gosi, justynki sylwi
chodasiu witaj ponownie, już jako żonka

...kochana jakie to uczucie "być żonką"
madziu bardzo się ciesze twoim szczęściem

i zyczę cudownego tygodnia i wspaniałych chwil ze swoja miłoscią

moze jeszcze grobowo, troszkę
madziu, justynko ja nie wiem dokładnie co to znaczy babcia (podobnie jak "tata" czy "rodzina") moja ukochana babcia zmarła (71 lat) kiedy miałam 7 lat i nie wiele z tego okresu pamiętam

tylko z opowieści mamy...cieszę sie, ze mi o tym opowiada, przypomina

była bardzo chora, pamiętam tylko ze jako dziecko, prosiłam Pana Boga by ją zabrał do siebie, by mama i ona sie nie męczyły... Kiedy nadeszła godzina jej śmierci, nie rozumiałam co się stało...była to dla mnie abstrakcja...Jednak jej uśmiechu skierowanego do mnie kilka godzin, może dni przed odejściem nigdy nie zapomnę. Pamiętam jej pogrzeb...była ubrana w ciuszki od mamy... "Ojciec" wziął mnie na ręce a ja jej sie przyglądałam jak słodko spi. Dotknęłam jej nogi i powiedziałam -Zimna.
Moja druga babcia mnie odtrąciła (bynajmniej ja tak to czuję). nie traktowała mnie ja wnuczki, była mi obca pomimo tego że była matką mojej mamy. Nie złożyła mi nigdy życzeń z okazji urodzin; nawet o nich nie pamiętała...nie dostałam sweterka, czy rękawiczek...Szanuję ja ze wzgląd na moja mamę...smutne ale prawdziwe...Niech spoczywa w pokoju...
Często sie zastanawiam, by moje zycie wyglądało gdyby ukochana babcia żyła, była zdrowa; gdyby moja rodzina była w komplecie...Dzięki Michałowi poznaje słowa zupełnie mi abstrakcyjne...babcia, małżeństwo, rodzina...Ciepłe słowo od jego babci, worek słodyczy, buziak w policzek czy uścisk... Tak mało a tak wiele...kiedy widzę jego rodziców na łóżku przytulonych, albo kiedy zwracają sie do siebie kochanie...to jest takie niesamowite uczucie...Jakbym nowa planetę poznawała od podstaw a wszystko co na niej znajdę wywołuje u mnie szok i wielkie wrażenie...Brakuje mi tego i chyba zawsze gdzie w głębi serca będę pragnęła tego ciepła, które tylko dała mi moja mama...Mogłabym o tym pisać i pisać bez końca...
W piątek i wczoraj kiedy tylko mieliśmy chwilkę czasu szukaliśmy uporczywie zespołu...Jest tego mnóstwo, ale znaleźć coś fajnego w przystępnej cenie to nie lada wyzwanie...dlatego miedzy innymi was nie odwiedziłam

kochane ile wy płacicie za zespół; wesele plus poprawiny

Jak my patrzyliśmy to średnia nie schodzi poniżej 3300 (3 osoby) do 5000 tys (4-5 osób) za samo wesele, plus koszty dojazdu od 1.20 do 2.00 zł za km. Szok nie przypuszczałam, że az tyle sobie zespół liczy

Zespół co nam wpadł w oko bierze na 2009 rok 200 złoty za godzinę plus koszty dojazdu (2 zł) są z Poznania.
Acha...i jeszcze jedno pytanko...Czy sa jakies kryteria w wyborze zespoły (czyli na co zwracać szczególna uwagę)

Eeeeee...wybaczcie, że o to pytam i marudzę ale nie mam pojęcia jak załatwia sie ta sprawę...Kochane forumki jak to wszystko wygląda z zespołem

Wczorajszy dzień poza tym spędziliśmy na odwiedzeniu grobów...Była piękna, słoneczna pogoda więc do domku wracać sie nie chciało. Pozniej obiadek u Michała, bo moja mama została na cmentarzu na mszy... rozpoczęliśmy poszukiwania zespołu z takim zapałem, że oboje z bólem głowy poszliśmy się położyć...

kolacja i z powrotem do komputerka i wysyłanie maili do tych co nas zainteresowali z pytaniem o ceny, wolny termin, itp
OPozniej po 23 w nocy ponownie na cmentarz na spacerek. uwielbiam te coroczne wyprawy kiedy widać tylko blask kolorowych światełek na grobach...i ta cisza...dla mnie to magia i piękna noc. Pogoda już taka wspaniała nie była...brrrr...gęsta mgła co dodawało uroku palącym się zniczom.... Pojechaliśmy do mnie i M. został na noc...nie mogłam sie z nim rozstać wiec go bardzo o to prosiłam i prosiłam

obejrzeliśmy fajna komedie i

juz prawie 3.00 w nocy. dlatego tez spaliśmy do południa i dzień od nowa... tym razem obiadek u mnie...potem znowu wyprawa na cmentarz po 16. chcieliśmy jak najszybciej zapalić znicze i jechać do domku pomimo całego uroku...Dziś pogoda paskudna nie dość, ze cały dzień mgła sie utrzymywała, to w dodatku było strasznie zimno i mokro...Chłód przenikał do szpiku kości...Zziębnięci pojechaliśmy do M. doku na gorącą herbatkę, posiedzieliśmy z jego rodzicami i po kolacji wczołgałam się pod kocyk...Nie mogłam sie rozgrzac i troszkę przysnęłam.
moj kochany skarb dziś na nocce

ale tęsknię...a co sie dzieje w moim serduszku...hoho opiszę wam jeśli chcecie jutro

sle
Dobranoc
ale długaśny post wyszedł

mam nadzieje, że nie zanudzam

kochane wybaczcie ale jutro was odwiedzę i zerknę co u was
jeszcze raz dobranoc
