Rano wstajemy a tu po krostach ani śladu... Kilka na nóżce zostało, no ale pojechałyśmy na wizytę no bo jeszcze ta gorączka była (tzn dzisiaj nie, ale rano zazwyczaj nie było). W poczekalni już zauważyłam te plamki - wyszły Natalce na rączce.
Lekarka obejrzała - wyszły jeszcze na brzuszku i nóżce, ale to nie ospa. Kamień z serca mi spadł, choć już w sumie tak się nastawiłam na nią że chyba mogłaby już ją mieć.
No ale - to jakieś pokrzywkowe i być może jeśli była szczepiona a miała z kimś kontakt to organizm tak reaguje bo ostatnio w Szczecinie ospiarzy jest mnóstwo, więc mogła gdzieś podłapać. Mamy Zyrtec.
Co do gorączki i zielonych gili to jest podejrzenie na zatoki bo w gębie widać to spływające, więc jeżeli do soboty będzie gorączka to wtedy mamy wykupić antybiotyk, a narazie to w razie co gorączkę zbijać. No i często gęsto łapie się za głowę, jak jej się pytam czy boli główka to odpowiada że tak (ale wiadomo że nie wiem czy to prawda ).
No i jeszcze mamy zrobić kał na lamblie i pasożyty - ale to w sumie nie wiem do czego to, ale zrobimy. Może dlatego że powiedziałam jej że ostatnio właśnie przez to Natalka nie miała apetytu i strasznie mało jadła?
No i narazie przez kilka dni nie spotykać się z innymi dziećmi bo może to być jednak ospowe więc żeby nikt się nie zaraził, ale jak nie będzie gorączki to na krótkie spacerki możemy z domu wyjść.
Więc w sumie jako tako, choć już nastawiłam się na tę ospę, ale jak nie to nie.