Do slubu 36 dni.Wczorajsza lekcja tańca, to była porażka
Przychodzimy na salę, a tutaj się okazało, że właścicielka szkołu ustawiła na tę samą godzinę dwie pary-nowożenców, tylko że tańczące do innej piosenki. (ta druga para po prostu mnie rozbroiła, tańczyli do takiej piosenki z "Podróży Pana Kleksa" coś tam o pustoraku... jeśli to ich pierwszy taniec, to
) Ta muzyka bardzo szybko zaczęła mnie drażnić, podobnie jak cała sytuacja, a jak nasz instruktor zaproponował, że możemy zatańczyć na korytarzu, to wybchłam! Powiedziałam, że tam, to tylko za darmo, nie wyobrażam sobie, że miałabym płacić ciężką kasę za lekcję tańca i tańczyć NASZ PIĘKNY UKŁAD w ciemnym korytarzu do rytmu... Pustoraku, pustoraku... coś tam!
Dostałam szału, oberwało się naszemu instruktorowi, chociaż to nie jesgo wina najprawdopodobniej, ale nie godzę się na takie traktowanie. Od listopada chodziliśmy tam na kurs tańca, potem braliśmy prywatne lekcje, zostawiliśmy więc im kupę kasy, a tutaj takie traktowanie. Powiedziałam, że następne lekcje chcemu ze zniżką, bo zostaliśmy potraktowani po prostu fatanie, to było ewidentne lekceważenie nas i naszego czasu.
Umówiliśmy się na przyszły czwartek, mam dziewne wrażenie, że po moim wybuchu teraz wszystko będzie tip-top.
Nadal sie jeszcze denerwuję, jak sobie tę sytuację przypomnę. Ale też mnie nieco bawi... bo zagraliśmy troszkę złego glinę (ja) i dobrego (Szymuś)
Inne sprawy... dziś zadzwoni pani z Lisy Ferrery, zadzwoni, bo Beth wczoraj tak powiedziała