Ale właśnie miałam sen ślubny... Pomyśleć, że coś takiego wyśniło mi się w czasie popołudniowej drzemki:
... mój ślub rozpoczął się procesją gości, nas i księdza na czele, mimo że prowadził mnie Tato, to ani Szymon nie stał przy ołtarzu, ani goście nie siedzieli w ławkach tak, jak to sobie wymarzyłam. To był więc pierwszy "zgrzyt" dla mnie we snie. Drugim było to, że miałam świadkową (nie wiem skąd, bo będę mieć świadka

), która po stopniach tak szybko ciągnęła mnie do ołtarza, gdzie Szymon miał mi przekazać wiązankę, że podeptałam sobie suknię i zahaczyłam się o halkę.
Kiedy już z wiązanką siadałam przy ołtarzu, to zauważyłam (i tu padniecie) że na ślubie, na bocznym balkonie (kościół, gdzie będziemy brać ślub, takowych nie ma), jak w operze siedziecie Wy - dziewczyny z forum, a jedna z Was w stroju wielkiego mistrza, z kapturem, kieruje Waszymi reakcjami.

Potem kolejny problem, okazało się, że mszę prowadzi taki stary ksiądz, którego nie znamy, w śnie powiedział fatalne kazanie o polityce, które zakończył pokazem slajdów moich i Szymona z dzieciństwa, a potem kazał nam zatańczyć w nawie walca

...
Więcej nie pamiętam, bo się obudziłam. Co jeden sen, to lepszy. Ciekawa jestem, co będzie dalej
