Malavi a to dobre

Ne wiem czy mój K chce bym była aż tak "przyjemna" w dotyku... W końcu to facet jest od noszenia włosów, a kobieta od tego, by ich nie mieć

Ale jakoś przeżyję.... W sumie to czy mam wybór?

Werka- ode mnie po łbie nie dostaniesz- bo i nie mam powodów żadnych do tego

a co u mnie... nic nowego. Puściłam przelew za staniki ciążowe- mam nadzieję, że do końca tygodnia dojdą

, bo już w swój największy się nie mieszczę w miseczce

W dodatku przedwczoraj wieczorem zauważyłam początki cellulitu

- którego nigdy nie miałam

Więc teraz to już chyba będę po kąpieli spędzać w łazience dobre 20 minut wcierając w siebie różne specyfiku i stosując masaże.....
Wczoraj miałam bardzo intensywny dzień, ok 12 spotkałam sie z rodzicami w sklepie, ok 14 byliśmy w domu i jeszcze obiadu nie było, bo babcia sie w kościele zasiedziała... No to szybko zrobiłyśmy z mamą ogórkową, potem racuszki a potem mnie zmolestowali rodzice i babcia, żebym rogaliki serowe upiekła. No i ja głupia się zgodziłam. Nie ma z nimi dużo roboty, ale jakoś ciężko mi się to wczoraj robiło, jeszcze zagniatanie ciasta jako tako, ale potem rozwałkowywać i kroić i nakładać dżem- jakoś mnie wczoraj te czynności irytowały

Potem tata poprosił mnie o pomoc z jego nowym telefonem, potem mama coś tam chciała z telefonem i czułam, że moje pokłady cierpliwości są mocno nadwyrężone...
Acha, no i w międzyczasie mama zabrała mnie i Bonitę na spacer- ale spaceru to to dla mnie nei przypominało, w jej wykonaniu to raczej był chód zawodowy a ja człapałam jakieś 20 metrów za nią z wywieszonym jezorem, zanim się matula nie zorientowała, że trochę przegina z tempem

Potem dostosowała się do mnie na szczęście, bo ja teraz wszystko robię 2 razy wolniej. No, prawie wszystko... Bo akurat jem 2 razy szybciej

W domku zlądowałam ok 19 no a na 20 przychodzili do nas rodzice K z ciotką, która jeszcze naszego mieszkania nie widziała... Wchodzę do kuchni, a tam bałagan- K nie posprzątał, mimo, że od ok 16 był juz w domu

Potem zaczęłam jakoś doprowadzać mieszkanie do porządku, odkładać rzeczy na miejsce, zamiotłam trochę podłogę, kurde no, ja robię a K sobie przy kompie siedzi i udaje że go nie ma

Jako że byłam wykończona już, to mu się oberwało i to nieźle

No i przyszli goście- K zasiadł i nawet mi nie pomógł podać herbaty, nic, zasiadł jak basza na kanapie i tylko mówił : podaj to, podaj tamto... No to ja się znowu wkurzyłam i powiedziałam, żeby mi pomógł, bo póki co to ja cały dzień latam a on siedzi i troche ruchu mu nie zaszkodzi, a poza tym to ja jestem w ciąży, brzuch mnie boli i marzę żeby pójść spać i to nie tylko moi goście- wszystko mu oczywiście wysyczałam wściekłym szeptem, chociaż miałam ochotę wrzeszczeć na całe gardło i ryczeć z bezsilności. No grunt że pomogło i chociaż tyle, że to on oprowadził ciotkę po mieszkaniu... Pogadaliśmy chwilę i nagle bach: seria pytań jak z karabinu, a który to u mnie tydzień, a jak się czuję, i cała masa cudnych porad co to powinnam jeść, czego unikać, co robić czego nie..wściec się idzie, zwłaszcza, że moi rodzice już mocno nadszarpnęli moją cierpliwość tymi cholernymi telefonami... Jak poszli sobie o 21 to zwyczajnie zasnęłam, nie miałam już siły nawet siku zrobić

Przez to 3 razy w nocy wstawałam do WC

Bardzo się cieszę, że ta niedziela już za mną...
A dzisiaj jak na złość obudziłam się o 6.30 i już nie mogłam spać

Efekt tego taki, że dzisiaj jestem kompletnie wyczerpana, siedzę ciągle w szlafroku na kanapie i marzę o zatrudnieniu sztabu osób, które by mi masowały stopy, poprawiały poduszki pod plecami, robiły herbatkę i przynosiły różne pyszności do jedzenia...
I tym oto sposobem znowu Was zanudzam swoimi żalami... przepraszam, że Was tak zamęczam, ale mam dziś jakiś kiepski nastrój
