Ale czuję się oceniona i to nie najlepiej 
Trochę mi przykro, ale wtedy zwyczajnie nie miałam innego wyjścia.
Ja znów na szybko dorzucę swoje 3 grosze

jak najbardziej rozumiem Cię
Milenko i uważam,że podjęłaś słuszną decyzję oddając Synka na noc.Już jakiś czas temu pisałam,że uważam,iż kobiety powinny mieć po porodzie wybór,czy chcą od razu zajmować się maleństwem czy choć na chwilkę oddać je komuś pod opiekę,by odpocząć.Zdaje się,że gdy nasze matki nas rodziły standardem było,że kobietom zabierało się dzieci a przynoszono je tylko na karmienie.I nie mam tu na myśli,że to było dobre,bo takiego czegoś też nie rozumiem (tzn.nie wiem,czym od górnie było to motywowane),ale jakoś w tamtych czasach nikt nie miał kobietom za złe,że nie mają pod bokiem cały czas dziecka i zamiast zmieniać mu pieluchy czy lulać,gdy płacze,śpią/odpoczywają lub rozmawiają z innymi babkami z sali (wtedy przecież nasi ojcowie nie mieli wstępu do szpitala).A piszę to w kontekście obecnego "oceniania",bo i mnie to spotkało a co najlepsze,od najbliższych - od męża i jego matki.

Mimo dość szybkiego porodu byłam na tyle osłabiona 2miesięcznym leżeniem,że po porodzie zemdlałam.Gdy przewieźli mnie na salę,czekała już teściowa z mężem(koniecznie musieli przyjechać mimo braku zaproszenia),więc zamiast odsapnąć z Kubusiem i mężem,musiałam jeszcze gości przyjmować.Co najlepsze,cała 3 widziała w jakim jestem stanie,bo kozak-Sandra chciała pójść skorzystać z toalety i kolejny raz straciła panowanie nad własnym ciałem.

Akurat były u mnie pielęgniarki,więc zabrały Małego na noc,bo widziały,że sama nie podołam.Jakoś specjalnie nie odpoczęłam,bo byłam na sali z inną mamuśką a jej maleństwo cały czas było głodne,ale przynajmniej nie musiałam wstawać.Rano przyjechał mąż i już cały dzień był z nami-pomagał mi chodzić do łazienki,bo sama nie trzymałam się nadal zbyt dobrze na nogach a w łazience od razu łapały mnie duszności i myślałam,że znów odlecę....Okropnie się z tym czułam-nie le lubię być od kogoś zależna a i Kubą sama chciałam się zajmować,ale co miałam zrobić.Mąż Go przewijał a tak to ja leżąc trzymałam Go na sobie,tuliłam,uczyłam się karmić.Wieczorem sama postanowiłam,że oddam Małego na noc,bo mimo szczerych chęci nie byłam w stanie ustać na nogach ani utrzymać spokojnie butelki z wodą.Tu już personel nie był zbyt przychylny,twierdzili,że nie ma podstaw,że wymyślam.W końcu z wielką łaską zgodzili się,po czym następnego dnia miałam "karę",bo do południa nie chcieli mi Kuby oddać,a pediatra zrobił mi awanturę,że co ze mnie za matka,co ja sobie wyobrażam (bo na noc oddaje się tylko dzieci,których życiu coś zagraża) i że chyba coś z moją głową jest nie tak i powinnam wybrać się do psychologa!
Koniec końców był taki,że 3 tygodnie później mąż (z mamusią) użył podobnych określeń w stosunku do mnie,twierdząc że jestem złą matką,bo wolałam się wyspać niż Kubą się zajmować i nie przejmowałam się,że jest wystraszony itp....Chłop szybko zapomniał,jak się martwił moim pierwszym omdleniem,zapomniał,że nie leżałam w "izolatce" więc spać nie miałam jak przy innym maluszku oraz to w jakim stanie byłam.Bywa.

Ja wiem czemu tak postąpiłam i cieszę się z podjętej decyzji,bo przynajmniej miałam pewność,że nie zrobię niechcący krzywdę własnemu dziecku.
A co do polskiej służby zdrowia i tej zagranicznej to podzielam zdanie Dziubaska i dodam jeszcze,że cieszę się,że zdecydowałam się na poród w zachodniopomorskim (w Policach) a nie tu gdzie od kilku lat z przerwami pomieszkuję (dolnośląskie),bo nie jestem pewna czy donosiłabym Kubę do 39 tygodnia-tu nie robią wielu badań i mają bardzo wyluzowane podejście.