Dzięki wszystkim za słowa uznania….
Nie było miękko, ale się nie dałam.
Napiszę Wam parę szczegółów, może się przydadzą jakimś Foremkom bez prawka jeszcze.
Test jak test, poszedł szybko, ale to nie żadna filozofia, w końcu pytania są znane, można wykuć.
Wesoło zaczęło się na placu.
Egzaminator, tak na oko po 35 rż, sztywniak i drętwota jakich mało. Zagadać nie szło.
Opieprzył mnie, że za długo ustawiam lusterka…fakt guzdrałam się, ale prawe lusterko pandy nadaje się jak dla mnie do kosza - ustawić go nie idzie za cholerę.
Zabrałam się do robienia łuku….i tu uwaga….zaskoczenie….sprzęgło - dramat, wysłużone i zdezelowane.
Łuk zrobiłam. Potem już z instruktorem na pokładzie mam jechać na wzniesie zrobić następny manewr - ruszanie z ręcznego.
Ruszam….zgasło…znowu ruszam…zgasło…Instruktor z ironią stwierdza, że może byśmy tak w końcu pojechali…
Robi mi się cieplutko, ale nic - zerkam na swoje nogi……… i olśnienie - nic dziwnego, ze nie ruszam, skoro zamiast gazu cisnę hamulec.
Kolejna próba udana, jadę na tą cholerną górkę.
Manewr ruszania z ręcznego udaje mi się za drugim razem.
Jedziemy na miasto.
Robię wewnętrzne uffff - skoro wyjechałam z placu, to znaczy, że mogę walczyć dalej.
Cholerne sprzęgło, daje mi się we znaki cały czas. Przy ruszaniu, musze ostro gazować, silnik wyje, ale pandka jedzie.
Seria krętów w lewo…mniejsze i większe skrzyżowania. Droga ze zmianą organizacji ruchu. Szukam linii na jezdni - dupa - nic nie widzę. W ostatniej chwili zmieniam pas na prawidłowy, ale przejeżdżam przez ciągłą linię. Instruktor oznajmia mi to dobitnie. Odpowiadam, że wiem, klnąc w duszy na drogowców.
Ale nic to, póki siedzę na fotelu kierowcy, póty piłka w grze.
Potem w lewo na Wilczej….poszło miodzio.
Wjeżdżam na lewy pas, ten się kończy, prawy kierunkowskaz, musze przepuścić autko, zjeżdżam na prawy, a tu autobus rusza z zatoczki. Widzę jego kierunkowskaz, przyhamowuje, a potem dalej 40-tką, bo ograniczenie.
Parkowanko skośne - zaliczam.
Znowu kilka skrzyżowań w lewo. Zawracam na rondzie Giedrojcia (Leppera). Pamiętam o tej głupiej żółtej ciągłej linii, wcześniej zmieniam, pas i wyjeżdżam.
W lewo na Placu Rodła…stojąc na światłach lookam na tramwaje, jeden jedzie, ale zatrzyma się na przystanku. Spoko…jadę.
Potem zawracam „na trzy” i skręcam w lewo z jednokierunkowej, zjeżdżając uprzednio do lewej krawędzi jezdni.
Wracamy do ośrodka…
Czuje zmianę nastawienia egzaminatora. Na skrzyżowaniu przypomina mi o wbiciu jedynki…ale ton głosu ma już inny, bardziej przyjazny.
Przyjechaliśmy…
Słyszę tylko jedno słowo - pozytywnie. Lakoniczny ten egzaminator….ale teraz to mi to lotto.