Lila sądzę że środkiem tego wszystkiego jesteśmy my sami. Bo szczerze to co mi z tego że mam świadomość jak mogę zaszkodzić dziecku, co z tego że wiem co jest zdrowe a co nie, ja po prostu sobie tym głowy nie zawracam. Moje dzieci mają się dostosować do mnie, nie odwrotnie, więc albo jedzą to co jest w lodówce albo nic i owszem, w dużej mierze to ode mnie zależy co tam znajdą ale ponieważ NIE gotuję to muszą się zadowolić spagetii ze słoika czy pizzą z piekarnika. Bo ja NIE będę nic dla nich robiła dodatkowo. U mnie nawet SAŁATKA nie istnieje, ja nie zrobie. Moge dać Tosi mozarelle w kulkach i małe pomidorki, prosze bardzo. Moge dać jabłko - ale całe ze skórą bo obierać nie będę, chce jogurt - prosze, w lodówce jest naturalny z musem truskawkowym albo z płatkami czekolady- tosia sięgnie po truskawki, kasia po czekolade. Ale co ważne, ważne jest moim zdaniem nie samo to CO dzieci jedzą ale jak my to jedzenie traktujemy. Nie ma nic gorszego jak młode dziewczyny którm matki zabraniały całę życie jeść słodkie wpadające w głębokie depresje i stany samobójczych myśli po wieczorze w pizzerii ze znajomymi. Nie ma nic gorszego jak zabranianie dziecku zjedzenia lodów o smaku gumy balonowej i tłumaczenia że to sama chemia bo dziecko rozumie jedno - inne dzieci mogą a JA nie, jestem gorsza od innych. Nawyki żywieniowe to owszem pewne przyzwyczajenia wyniesione z domu, ale sama jesteś przykładem na to że dopiero w pewnym moemncie naszego życia zaczynamy SAMI podejmować decyzje co zjemy i dlaczego chcemy jeść coś czego NIE wolno nam było. U mnie w domu zawsze było tylko białe pieczywo a ja jadam tylko ciemne. Moja mama zawsze gotowałą nam warzywa, brokuły, kalafiora - bo zdrowe - od dziecka tego do ust nie wziełam i nie wezme. Moje dzieci chcą makaron, prosze bardzo, w szafce jest zbożowy, czy zdrowszy? nie wiem. Ale im nie robi różnicy.\
Obie dziewczynki miały bardzo restrykcyjne diety przez pierwsze 3 lata, teraz jedzą na co mają ochote i moim zdaniem, tak jak my dorośli, mają prawo do swoich smaków i zainteresowań.