nie zrozumcie mnie źle, ale pocieszająca jest świadomość, że nie ja jedna

nie myślałam, że to faktycznie tak ciężko na tej końcówce. Dobija mnie, że nie mogę się normalnie schylić, kucnąć, założyć butów, albo się ogolić

przewracanie z boku na bok to jakaś masakra to spojenie wtedy tak nawala, że szok. Nie mówiąc o tym, że śpię prawie cały czas na prawym bo na lewym coś Mała nie bardzo

kręgosłup już do reszty się zmasakruje

i cały czas się martwię, kopie dużo to myślę czy tam wszystko dobrze, w nocy zaś jak jest cisza to przykładam rękę, żeby sprawdzić czy ją poczuję.
A najgorsze, że niby wiem, że urodzę dziecko a i tak jest to dla mnie wciąż jakaś abstrakcja, że się urodzi i będzie takim małym człowieczkiem z krwi i kości. Te 9 miesięcy to znowu wcale nie tak długo, żeby przyzwyczaić się do myśli, że świat się przewróci do góry nogami i nigdy już nic nie będzie takie samo.
I jeszcze Wam się przyznam, że trochę się boję, bo kocham ją teraz w brzuchu, wszystko bym dla niej zrobiła (czyt. jakoś znoszę tą końcówkę

) ale co będzie jak się urodzi

co wtedy poczuję
chyba mi już odwala