A ja i owszem, ale po obejrzeniu ekspertyzy weterynarza...
.....to tak samo jak kupowanie połówki świniaka z wiejskiego świniobicia...
Raz nas tata takim prezentem na święta uraczył.
Powiedziałam, że mężowi zjeść dam jak ujrzę wynik badania. Ja wieprzowiny z założenia nie jadam.
Tato nauczony doświadczeniem, że pertraktacje ze mną są ciężkie, czyt. nie ma rozmowy, obecnie przynosi wałówkę + badanie.
Mnie karmiono tzw. niebieskim lekiem w proszku. Najgorszy syf jaki był wówczas na rynku.
Niestety mamę nie było wtedy stać na Bebiko z Pewexu. Znaczy się stać to i by może było, ale nie miała dostępu do dolarów. Dopiero kilka lat później otworzyło się jakoweś dolarowe źródełko, no to miałam lalki Barbie.
Skutkiem takiego karmienia, dosłownie namacalnym były moje masakryczne zaparcia...no ale cóż to mleko było nieziemsko bogate w fosforany. Pytanie jak się miały ( i mają) do tego moje nawracające anginy w systemie tydzień zdrowia - dwa tygodnie choroby...pomimo niechodzenia do przedszkola i właściwie średniego narażenia na jakoweś patogeny.
No ale cóż...takie były czasy...takie życie...
A świadomość mojej mamy w temacie żywienia w ogóle była niska i takową też pozostała...ważne, że mi się teraz nie wtrynia