Nie, Pati, nie chcę, bo nie śpieszy mi się z tą zmianą więc nie mam ciśnienia. Będzie chciała, to zaśnie w nowym, nie będzie chciała, to nie, trudno.

Przebojów z samochodem ciąg dalszy. Wczoraj rano zadzwonili z serwisu, że można odebrać samochód. Więc zapakowaliśmy się w auto teściów i pojechaliśmy do Gorzowa. W serwisie podpisaliśmy potrzebne papierki i odebraliśmy auto, które przy okazji w serwisie umyli. Ja wsiadłam w nasze auto, mąż w auto teściów i ruszyliśmy do domu. Po ujechaniu pół kilometra auto w pewnym momencie samo z siebie stanęło, silnik się wyłączył i nie dało się go znów odpalić

Na szczęście mężuś jechał za mną więc zepchnął mnie na bok i wróciliśmy autem teściów do serwisu. Pan w serwisie zrobił wielkie oczy gdy znów nas zobaczył i jeszcze większe gdy powiedzieliśmy mu, że samochód znów nie jeździ. Pan powiedział, że go zaraz zholują i od razu wezmą na warsztat. Okazało się tym razem zapchany jest filtr paliwa, a w baku mamy pełno syfu.

Filtr wymienili, bak wymyli, nalali nowego paliwa i mogliśmy ruszyć do domu. Niestety za tą naprawę musieliśmy już zapłacić.

Najprawdopodobniej takiego syfu nalaliśmy na stacji benzynowej gdy wracaliśmy z Czech.

A tankowaliśmy na stacji Bliska czyli Orlen więc nie na jakiejś stacji krzak. Wkurzyliśmy się na maksa, ale co zrobić. W każdym razie samochód już jeździ i jest wszystko w porządku.
Z lepszych wieści, to podjechaliśmy do przedszkola, do którego chcemy zapisać Juliankę i od września czeka już na nią miejsce.

Chciałam też załatwić żeby już teraz puszcząć ją dwa razy w tygodniu na cztery godziny, żeby się przyzwyczajała, ale problemem jest to, że jeszcze nosi pieluchę, ale mimo wszystko w przyszłym tygodniu mamy przyjść i zobaczymy jak Julianka będzie sobie radzić i zachowywać i może jednak ją przyjmą. Fajnie by było, ale i tak najważniejsze jest to, że od września pójdzie na 100%.
A dziś nowonaprawionym samochodem pojechaliśmy do Szcz. Zaliczyłam fryzjera, maniciurzystkę, potem pojechaliśmy do tesco, bo była promocja na nasze pieluchy i w końcu też podjechaliśmy podpisać umowę na krew pępowinową. W koncu można podhaczyć jedną rzecz z listy do zrobienia przed porodem.

Potem wróciliśmy do domku i Julianka zaliczyła jeszcze saneczkowy spacer z tatusiem.
Jutro znów uderzamy na Szczecin, bo mamy basen, a przy okazji chcemy kupić bazę iso fix dla Cyprianka, piżamy do szpitala dla mnie i parę innych niezbędnych rzeczy. Możliwe, że zostaniemy na noc, Juliankę podrzucimy moim rodzicom, a sami wybierzemy się do kina lub spotkamy ze znajomymi.