Ale mnie dziś mąż wkur... zdenerwował. Masakra. Normalnie mam ochotę wyjść z domu i co najmniej do jutra nie wrócić.
Od czasu mojego porodu ma dziś drugi dzień wolny. Tak to zawsze całe dnie w pracy. A pracuje "u siebie", ma pracowników i moim zdaniem mógłby zorganizować wszystko tak żeby być więcej w domu, ale on twierdzi, że musi wszystkiego pilnować, a większość prac i tak woli robić sam niż kogoś przeszkolić, bo uważa że nikt nie zrobi tego tak dobrze jak on. Pewnie tak, ale szkoda, że nie dociera do niego, że w życiu czasem są ważniejsze sprawy niż praca.
W każdym razie chciałam żeby dziś w nocy zajął się Cypriankiem, żebym ja mogła pierwszy raz od niepamiętnego czasu przespać noc. Mały je koło 24:00, potem 3:00 i 6:00. Na co o 3:00 w nocy, gdy obudził mnie płacz Małego, usłyszałam że on nie wstanie, bo jest zmęczony, bo on całe dnie pracuje i chce się wyspać. No tak, bo ja nic całe dnie nie robię, tylko się z dziećmi bawię.

Poinformowałam go, że moja praca, wychowanie naszych, jego dzieci, jest dużo bardziej ważna i dużo bardziej odpowiedzialna niż jego, a jakoś nikogo nie interesuje czy jestem wyspana czy nie. A całe dnie muszę być na pełnych obrotach.
Oczywiście wstałam i o tej 3:00 i rano, bo przecież nie mogłam pozwolić żeby Cyprianek płakał z głodu. Ryczeć mi się chce. Nie myślałam, że mój mąż jest aż takim egoistą.
