Julianka dziś sama wspięła się na fotel. Do tej pory jakoś jej takie wyczyny nie interesowały, a ja byłam z tego powodu przeszczęśliwa, bo przynajmniej miałam pewność, że spadając nie rozbije sobie głowy. Od dziś już taka pewna być tego nie mogę.

Oby fotel jednak nie był tak atrakcyjny jak inne zabawki.
I rozwaliła mnie dziś też jednym tekstem. Po kąpieli Julianka zawsze zjada mleczko, potem idziemy myć ząbki i następnie zanoszę ją do łóżeczka. A karmienie wygląda w taki sposób, że Julianka już raczej nie siedzi mi na kolanach tylko spaceruje dookoła i co chwilę podchodzi pociągnąć mleczka. Dziś procedura była taka sama i w pewnym momencie, gdy Julianka już była najedzona, zaczęła iść w stronę łazienki. Po chwili stanęła odwróciła się w moją stronę i mówi: "No choć" (ze zmarszczonymi brwiami), mnie przytkało, a po chwili pytam: "Idziemy myć ząbki?", a Julianka: "Tak". No to co miałam zrobić, wstałam, umyłyśmy ząbki i położyłam spać. I wychodzi na to, że prawie dostałam dziś opierdziel od mojego dziecka.

A jeszcze się dziś wkurzyłam, bo od dwóch dni w naszej okolicy non stop latają myśliwce wojskowe. Chyba jakieś manewry mają, czy coś. I dziś latali strasznie nisko przez co hałas był nie do zniesienia. I za jednym takim przelotem obudzili mi po 15-minutowej drzemce Juliankę.

Wstała z wrzaskiem, bo się wystraszyła, a potem była nie do życia, bo była niewyspana. Normalnie miałam ochotę zadzwonić gdzieś do jakiegoś dowództwa i zrobić im awanturę, ale po pierwsze nie wiedziałam gdzie, a po drugie pewnie wzięliby mnie za idiotkę.
