a dziś zaczęło się psuć od rana

jak tylko wstałam z łóżeczka... siup do kuchni zrobić kawusię. Zalałam już jak granulki do połowy kubeczka i co

zabrakło mleka. I dramat, bo jakże by dnia nie zacząć od kubek pyszniusiej kawy? Miałam nadzieję, że mama zaraz przyjdzie z zakupami. Kiedy cierpliwość moja się wyczerpała zalałam do pełna wodą i co? Mamita w drzwiach...Musiałam dużo odpijać by ja zabielić ale nie była już taka smaczna

Poszłam z sis na miasto. Z niepokojem patrzyłam na telefon, bo wysłałam Michałowi smska i ciszaaa....Okazało sie, że wszystko w porządku, tylko plus dał plamę. Michał zadzwonił i podzielił sie informacją, że troszkę dziś długo spał, bo wczoraj długo siedział. -Jak to? kochanie miałeś z tym bólem głowy położyć się zaraz spać -mówiłam, naprawdę panując nad sobą ze wszystkich sił. Akurat siostra zaproponowała lody wiec mu oświadczyłam mojemu kochanie ze idziemy z Magda na lody. Mniam...I zaczęła się afera i pretensje od strony Michała: ato ze zwariowałyśmy, a to, ze jest za zimno, a to że będzie mnie gardło boleć. Ze nawet nie chce słyszeć, że cos mnie boli i takie tam...I doszło do zgrzytów...mieliśmy się spotkać po południu a on sie uparł, że będzie po 15. -2 godziny tak długo! -poprosiłam by nie przesadzał, a obiad mógł zjeść u mnie. W końcu rozłączyliśmy się bez buziaka, a humor tymczasowo poprawiły lody

Po przyjściu do domku znowu dorwał mnie zły humor...Miałam wam tu co nie co popisać i moja sis wbiła się brutalnie na moje miejsce. I dużo nie trzeba było do afery: mój nerw i chęć pisania kontra siostra i jej potrzeby wysłania zdjęć.
Zaraz po 15 misiek odezwał się na GG. Straciłam ochotę na czułości i obojętnie odpisywałam na jego pytania. O 16 już u mnie w domku, mały buziaczek, prezencik z okazji dzisiejszego dnia po 15 minutach i zgrzyt...Mieliśmy o 17 iść na restauracji; tymczasem ja wielki problem, bo nie mam w co sie ubrać. I przez trzydzieści minut robiłam rewie mody i bałagan w pokoju...I słyszę, już? Wy to macie problemy! Ubierz addidasy bo jest zimno. A ja uparłam sie na pantofle, grrr....W końcu wyszliśmy: ja, misiek i siostra.
W drodze spokojnie rozmawialiśmy a ja się czułam źle na serduszku i jakaś przygnębiona. W restauracji zamówiliśmy kawę mrożoną oraz coś z makaronem i zaczęliśmy rozmawiać o ślubie. Siostra, że po co tak panikuje i to przezywam (nie wiedziała o całej sytuacji), Michał nie pamiętam, coś tez dodał i poczułam sie strasznie osaczona. Jakby wszyscy byli przeciwko mnie. I oboje skoczyli, że wszystko przez forum. no to ja, że woli jakąś głupią grę ode mnie....

I się zaczęło robić bardzo nie miło, a ja czułam się coraz bardziej "mała". W końcu doszliśmy do obowiązków świadkowej i wieczoru panieńskiego. Powiedziałam, ze fajne są te śmieszne torty z...I kiedy oboje na mnie skoczyli powiedziałam, że wieczór taki jest raz w życiu i ja chce tort z pe**sem!
I Michał już się do mnie nie odzywał. A ja zaczęłam lamentować, że się sobie nie podobam...mógłby mi kros tego nosa odgryźć...że wyglądam jak kwazimodo...że ja na zdjęciach to koszmar...wszyscy są ładni a ja nie...I wcale nie było mi do śmiechu

Powrót do domku był w ciszy, szliśmy ja z Michałem jak nie para...osobno, z metr od siebie.
Mieliśmy jechać do jego domu, ale ja nie wiedziałam czy to dobry pomysł. Czułam by zostać w swoim domku i dalej nie pogłębiać konfliktu...Jednak zrobiłam inaczej...Po chwili wahania posłuchałam prośby ukochanego i wsiadłam do samochodu. Ale zaczęła się znowu jadka: po co do niego ja mam jechać...on, po co u mnie miałby siedzieć...I znowu padło kilka słów odnośnie tortu penisa...I padło zdanie, które nie powinno paść. Oj jakby pocisk jakiś przeze mnie przeleciał. Kazałam mu się zatrzymać...wysiadam. nie usłuchał, kiedy tylko zaparkował samochód odwróciłam się i poszłam w kierunku domu a mój kochany do klatki.
Szłam szybko, płakałam...Michał wysłał kilka smsów abym, sie nie wygłupiała i wracała, czeka w klatce. Ale ja odpisałam "Ide do domu nie chce się z tobą kłócić tylko kochać" -dostałam odpowiedź "kochanie chodź". To zbiło mnie z tropu. byłam już spory kawałek i szłam na skróty przez osiedle na które po 19, prawie o zmroku nie powinno się samemu wchodzić. Zdążyłam odpisać "jestem już spory kawałek, jeśli ci zależny to ty chodź". Zobaczyłam kilka metrów od siebie wywróconą, dużą, betonową donicę, chciałam się oprzeć i poczekać na niego. Jednak ktoś nadchodził, wiec szybko z tego zrezygnowałam. Przechodził jakiś chłoptaś, około 26 lat, bardzo mi się przyglądał a mi łzy jeszcze nie zdążyły wyschnąć na polikach. Czułam, jego wzrok na sobie ale szłam jakąś ścieżką przed siebie. Minęliśmy się. Poczułam ulgę. Na krótko...Zobaczyłam postać za sobą, słyszałam jego kroki...Zawrócił i poszedł za mną. Miałam skręcić na kolejna ścieżkę w głąb tego osiedla, ale tam był kolejny typ...Czułam się jak w pułapce...skierowałam się opanowując trzęsące sie nogi i bijące serce na ścieżkę przez pola by wrócić na główną ulicę oddzielającą osiedle Michała i to menelstwo...był coraz bliżej i bliżej...chwyciłam za telefon i chciałam dzwonić do Miska...Rozłączył się...-Kochanie proszę nie w takiej chwili! Błagam -myślałam z przerażeniem jednocześnie, szykując się na atak z tyłu z nadzieja, że chodzi mu tylko o torebkę. Zadzwonił telefon...-Kochanie (zaczęłam płakać) jakiś typ idzie za mną. -Gdzie jesteś słyszałam a ja nawet nie mogłam opisać miejsca, tak drżałam. W chwili, gdy zadzwonił telefon niedoszły napastnik musiał się zawahać, bo usłyszałam, że przystanął na kilka sekund. To dało mi przewagę i zdarzyłam wejść na główną ulicę. Kierowałam się w kierunku gdzie było dużo ludzi, w przeciwnym od domu M. Odwróciłam się; koleś przeszedł przez ulice i wszedł do blokowego śmietnika. My już nie rozłączaliśmy się. Przez wszystkie te chwile oczekiwania słyszałam jego głos. Na szczęście był już całkiem blisko. Kiedy byłam już bezpieczna w ramionach ukochanego mężczyzny usłyszałam -nie uciekaj więcej ode mnie, to był ostatni raz...
W domku dochodziłam do siebie a mój skarb nie puszczał mnie nawet na minutę...-Kochasz a chciałaś mi uciec - usłyszałam z jego ust. nic nie odpowiedziałam, mocno sie przytuliłam
W samochodzie, gdy mnie odwiózł powiedziałam -przepraszam. -Ja ciebie też przepraszam -szepnął Michał. Oj jak ciężko było mi wysiąść...
dobrze się skończyło, ale dzień do bani.

dobrze że miedzy nami jest dobrze i tyle pozytywnego
przepraszam za styl i składnie i błedzy ale na samą myśl zaczynają łapki się trząść