Marika dała koncert na widok dziadków i nawet przez chwilę przeszła mi myśl, że zrezygnujemy z wyjścia. Nie wyartykułowałam jednak tej idei i słusznie.
Ukoiłam ją, dopoiłam butlą przed "ucieczką" i ruszyliśmy z P w miasto.
Miałam straszne lęki poza domem, ale myśl, że dziecku krzywda się nie dzieje bo jest z ukochanymi dziadkami, którzy krzywdy jej nie zrobią, a nieba przychylą pomogła mi przetrwać rozłąkę. Spróbowałam się wyłączyć na głupoty, które projektowały się w mojej łepetynie. Bezskutecznie, jednak nie zadzwoniłam kontrolnie. Teściowie mój numer też mają i w razie czego użyliby go.
Okazało się później, że Mała pospała sobie, a jak się obudziła, to była radosna i bawiła się z dziadkami. Na nasz powrót siedziała dzielnie na kolanach dziadka i dzierżyła butlę z mlekiem uchachana od uszka, do uszka.
Aż wycałowałam teściów z radości i ulgi, jaką poczułam na ten sielankowy obrazek. Rodzice P posiedzieli jeszcze z nami, wypili herbatkę, pogadaliśmy o Gwiazdorze, świętach. Temat Chrztu póki co jest tabu, poruszymy go przy świętach właśnie, wręczając im zaproszenia. Pogadaliśmy zatem o różnościach i dziadki Mariki wyszli długo po czasie kąpieli naszej Córeczki. Zatem Mała była bardzo wyczerpana i padła, jak kawka zaraz po myciu i cycowaniu. Piersi miałam tak pełne, że drugiej nie opędzlowała przed zaśnięciem i musiałam poromansować z laktatorem.
Film fajny, kino huczało z radości. Gwiazdor znaleziony i teraz chowa się po naszych szafach. Nie muszę chyba Was uświadamiać, że największą radochę mieliśmy na dziale dziecięcym szukając czegoś dla naszej Kluseczki. Nabyliśmy jej dwie drobne zabawki, sweterek i skarpetki w reserved kids. Upsss tzn zabraliśmy od Gwiazdora

Dodatkowo prezenciory dla rodziców, mojego brata, oraz dzieci chrzestnych mojego męża. Ufff... miejsce z prezentami pełne, portfel... gorzej.
Zjedliśmy obiadek w Akropolis. Ja pysznego bakłażana i ryż z warzywkami, a P kebaba cielęcego z ryżem. Pycha.
Z osiągnięć dnia: MARIKA SIADA. Wczoraj jeszcze P mnie ganił, że za wcześnie ją podnosić, a dzisiaj Panna sama się podciągała do pionu, aż miło. Tyle, że ja już od 2-3 dni obserwowałam, jak Mariczka główkę zadziera by się poderwać z pozycji leżącej. Dzisiaj usiadłam z nią na łóżku. Dokładnie ja siedziałam, ona leżała między moimi rozłożonymi nogami. Podałam jej do przytrzymania palce wskazujące. A ta na nich pięknie podciągnęła się do siedzenia

Nasz mały Łobuziak się rozkręca.