jak tylko dowiedzili się o ślubie to zaczeli dzwonić do rodziców, podpytywać się co i jak...czekając chyba na zaproszenie Neutral Jak dla mnie to lekki nietakt.
Oj to faktycznie niezbyt ładnie się zachowali.. U nas trwają "ostateczne" podliczania i liczba gości waha się między 71, a 77. Wolałabym, żeby wyszło 77, bo nie dość, że to dwie "7" na szczęście to na dodatek jestem zdania, że im więcej tym weselej. A jak już i tak szalejemy z kasą to nie ma wielkiej różnicy w 6 osobach. No ale zobaczymy - listę zamkniętą na pewno będziemy mieć we wtorek, ponieważ w środę jedziemy ustalać menu i wybierać pokoje. W każdym razie z mojej strony wynajmujemy dodatkowo jeszcze 5 pokoi 2-osobowych dla gości z daleka, którzy przyjadą w piątek i pojadą w niedzielę. W sobotę wszyscy goście natomiast będą mieli nocleg zapewniony w pałacu.
W ogóle dzisiaj sobie porozmawiałam ze świadkową dość szczerze i powiedziałam jej, że nie podoba mi się jej postawa. Nie wiem czy coś do niej dotarło, ale postanowiłam, że nie będę stawiać sprawy na ostrzu noża, bo jeszcze mi się ona obrazi i nie przyjdzie w ogóle. Dlatego jej podejście olewam - niech robi co uważa za stosowne, a ja się oprę na mojej serdecznej przyjaciółce i przyjacielu. Przyjaciel jest na miejscu w Gorzowie, więc mi dużo pomaga, a przyjaciółka przyjedzie dzień przed ślubem i też na pewno będzie dla mnie szalonym oparciem.
Dobrze, że mi o tym przypomniałaś, bo mi trochę z głowy wyleciało i jeszcze bym zapomniała
Ecia - my już po! Co prawda jestem trochę zawiedziona, bo okazało się, że w "naszym" kościele śluby były dzisiaj 'tylko' dwa i się na nie spóźniłyśmy (o 14 i 15), ale za to mogłyśmy obejrzeć dekoracje zrobione przez siostrę zakonną i przyznam, że mi sie podobało. Ołtarz pięknie "tonął" w kwiatach, na szczytach ławek były natomiast same tiulowe duże kokardy, ale pewnie dlatego, że co dwie pary to nie pięć i nie mogły tyle zapłacić, co my zapłacimy. Także 2 września spodziewam się, ze siostra da z siebie wszystko

Ale korzystając już z okacji, że wyszłyśmy z domu pojechałyśmy do sąsiedniej parafii (do której należeliśmy zanim przeprowadziliśmy się do tej) i tam udało nam się trafić na ślub o 16, który oczywiście mi się słabo podobał. Oczywiście patrzyłam na to jako zupełnie postronna osoba i stricte pod kątem własnych oczekiwań, więc może miałam skrzywione podejście. Ale kilka rzeczy było do niczego:
- podczas składania przysięgi i nakładania sobie obrączek z ławek wyskoczyło z 6-8 osób (nie przesadzam) na czele z pańcią w różowej (żarówiastej) kiecce po kolana i z odkrytym dekoltem (coś w stylu latynoskim) i wszyscy wleźli na ołtarz, za księdza i dookoła osaczyli młodą parę. Wyglądało to jakby byli kiepskimi fotoreporterami. Aż byłam zdzwiona, że ksiądz nie zareagował, ale wyglądało to po prostu strasznie i z najważniejszej chwili zrobiła się "minuta dla fotoreportera". Okropność. Już nawet wczoraj mój fotograf powiedział, że podczas przysięgi i zakładania obrączek NIGDY nie powinno się pstrykać zdjęć i on jedynie będzie to filmował. Nie wyobrażam też sobie, żeby moja rodzina miała nagle zlecieć się z ławek i robić zdjęcia. Dlatego będe musiała zadbać, żeby czegoś takiego nie było.
- składanie przysięgi było tragiczne. Pomijając fakt, że przy strandardowych 3 pytaniach w ogóle nie było słychać "chcemy" z ust przyszłym małżonków. Przysięga była mówiona tak, jakby właśnie oboje oświadczali, że mają iść na zagazowanie i się zgadzają. Wymruczane, wydukane i ledwo słyszalne tak przygnębiającym głosem, że aż mnie ciarki z żalu przeszły. Okropność. Nawet gdybym miała być zachrypnięta to mam zamiar WSZYSTKIM w kościele głośno i dobitnie oświadczyć, że biorę Przyszłego za męża i chcę z nim wszystko. Warto poćwiczyć i zwrócić na to uwagę.
- oprawa muzyczna - samo dno. Organista nie potrafił w ogóle śpiewać i bardzo fałszował. Nie wiem jak się sprawdzi nasza organistka, ale mam nadzieję, że o niebo lepiej.
- było bardzo mało gości - zaledwie 30 osób naliczyłam w kościele i śmiałam się, że razem z Rodzicielką pokaźnie zwiększyłyśmy ich liczbę. Smutno trochę wygląda taki mały ślub, kiedy ławki są pozajmowane z "rzadka". Dlatego rozdaliśmy zawiadomienia wszystkim dalszym znajomym i sąsiadom którzy przyszli nam do głowy. Liczę na jakieś 100 osób.
- świadkową byłą dziewczyna z bardzo pokaźnym biustem, która miała ogólnie obfite kształty. Ubrała się w czarne przylegające spodnie i gorset, z którego te piersi po prostu wypływały. Podobnie ubrana była cześć kobiet-gości. Króciutkie spódniczki, gołe dekolty. Ja wiem, że jest pełnia lata i gorąco, ale kościół to kościół..
Po ślubie - ledwo para młoda wyszła (i dostała kilogramem ryżu w twarz), przyjechała druga para młoda ślubująca o 17. Oni mieli trochę większą publikę, ale kilka rzeczy - tragedia. Pan młody szedł do ołtarza z rękami ułożonymi jakby był obrońcą bramki w zepole piłkarskim i ustawiał mur (czyli przysłaniał sobie jajka). Do tego miał za długie spodnie, które mu się marszczyły na butach (bardzo nieładnie to wyglądało). Panna młoda z kolei miała odstające uszy i zrobionego koka z zebranymi wszystkimi włosami. Nie mam tu oczywiście nic do uszu, bo to nie wina panny młodej, że jej odstają. Ale źle dobrana fryzura to już pewna makabra jest.
Na tym drugim ślubie zostałyśmy tylko moment i wracając (mając w pamięci ten ryż w twarz) zajechałyśmy do naszej osiedlowej kwiaciarni niedaleko, aby dowiedzieć się o płatki kwiatów. Okazało się, że oczywiście za zupełną DARMOCHĘ płatki dostaniemy 2 września. Pani zapisała w kalendarzu, że tydzień wcześniej mają je zacząć zbierać. Płatki będą leżały w chłodni i będą do odbioru w dniu ślubu. Jupi!

Powiem Wam, że dopiero dzisiaj zobaczyłam jak ważne są podczas takiej ceremonii szczegóły. To one budują atmosferę i wszystko dookoła. Dlatego cieszę się, że nasi goście będą mieć przypinki, że będzie mnie prowadził Tata, że będziemy mieć skrzypaczkę, a na koniec zasypie nas deszcz płatków róż, a nie ryż i monety.