Hm, serio? Stawiając się w mojej sytuacji złożyłybyście doniesienie, wiedząc, że sprawa raczej trafi do sądu? Co prawda policja przeciwko tej osobie, a ja jedynie jako świadek, ale to jednak z powodu moich zeznań by się zaczęło.
Co do zareagowania, w trakcie przyszła inna mama z dzieckiem, którą znam, z grupy przedszkola, tuż przed tym jak kobieta wsiadła i próbowała odjechać. Było wokół pełno ludzi, a przede wszystkim kierowców w innych samochodach, czekających też na dzieci ze szkoły, ale wszystko działo się bardzo szybko. Dodatkowo wiem, że zadział tu mechanizm rozproszonej odpowiedzialności, im więcej osób przygląda się zdarzeniu, tym mniejsza szansa, że ktoś zareaguje, bo ludzie widzą, że skoro inni nie reagują, to oni też nie.
Druga sprawa - mama, która była świadkiem zdarzenia, cały czas mnie podjudzała, żebym tak tego nie zostawiała, żebym zgłosiła, ona w razie czego pójdzie powiedzieć, co widziała, na komendę. Zmieniła zdanie, gdy uświadomiłam ją, że jeśli babka się nie przyzna, sprawa trafi do sądu i ona też będzie wezwana jako świadek. Owa mama powiedziała, że kategorycznie po sądach chodzić nie będzie, że mam jej nie zgłaszać. Ja na to,że jeśli powie to na policji, to później już nie ma wyboru, dostanie wezwanie, na co ona, że w takim razie w ogóle mam jej nie zgłaszać. A bez jej zeznań było by moje słowo przeciwko słowu tej kobiety, czyli tak naprawdę bezsens, bo wątpię, żeby policja ustaliła kto jeszcze to widział. Smutne, co, z jednej strony rozumiem lęk przed sądem, bo sama w tym roku miałam okazję być jako świadek i tez się stresowałam, ale byłam w ciąży, tuż przed terminem... W takiej sytuacji nie wyobrażam sobie odmówić powiedzenia prawdy... Wcześniej ta mama ciągle mi mówiła i pisała, że przecież nie mogę tak tego zostawić, ona pchała wózek autem, po czym jak ją uświadomiłam o świadkowaniu zaczęła mówić, żebym sobie darowała, że nikomu nic się nie stało itp.
Łatwo nam radzić, dopóki sprawa nas nie dotyczy...