Zdjęć jeszcze nie będzie, bo wciąż są nie zgrane i jakoś nie mogę się za to zabrać.

Aż żal mi je oglądać, bo smutno mi, że musieliśmy stamtąd wyjechać i wrócić do szarej rzeczywistości.

A ogólnie było wspaniale. Oszałamiające widoki, jakie rozciągały się dookoła są nie do opisania. Z jednej strony góry z ośnieżonymi szczytami, z drugiej przepiękne morze, a pośrodku sady z pomarańczami. Nie mogłam się na to wszystko napatrzeć. Pogoda też była wspaniała, w zasadzie cały czas piękne słoneczko, ale bez upału więc przyjemnie było zarówno spacerować, jak i leżeć na leżaczku nad basenem. Opaliłam się nieźle, choć i tak nie opalałam się non stop. Ale brakowało mi tego wylegiwania się na leżaczku z książką, w końcu nie opalałam się dwa lata - najpierw byłam w ciąży, a w zeszłe lato z maleńką Julianką opalać się nie dało.
Naładowałam akumulatory, potrzebowałam takiego rozluźnienia się i nie przejmowania codziennymi sprawami. Dwa tygodnie zleciały jak z bicza strzelił, za szybko, jak dla mnie.

Julinka cały wyjazd zniosła rewelacyjnie - podróż samolotem w obie strony były bezproblemowe, była grzeczniutka i w ogóle nie płakała. Na miejscu natomiast była hotelową gwiazdą - cała obsługa się nią zachwycała, wszyscy chcieli choć przez chwilkę potrzymać ją za rączkę, pogłaskać po główce i pogadać. Ogólnie cały naród turecki ma bardzo serdeczne podejście do dzieci, nawet ludzie na ulicy przystawali żeby na Juliankę popatrzeć lub zagadać nas na jej temat. A na lotnisku to w zasadzie moglibyśmy wnieść na pokład bombę, bo nawet gdy dzwoniły nam bramki, to nikt nas nie sprawdzał, bo przeszkadzałoby to celnikowi we wzięciu Julianki na ręce.

Ponadto Julianka jadła jak koń, w zasadzie wszystko to co my i byłam przekonana, że na koniec każą nam dopłacić za jej wyżywienie.

Ogólnie z turcji wróciliśmy z 6 kilogramami nadbagażu pamiątek

, ale na szczęście nie musieliśmy nic dopłacać na lotnisku. Ja sobie przywiozłam dwie pary butów na moich ulubionych, wysokich obcasach więc podróż można udać za udaną.

Żałuję bardzo, że nie udało nam się wybrać do delfinarium, bo bardzo chciałam zobaczyć delfiny na żywo i może z nimi popływać, ale niestety delfinarium otwierają dopiero na przełomie kwietnia i maja.

Hotel też nas nie powalił na kolana. Mimo posiadania 4,5 gwiazdek (a według niektórych biur podróży nawet pięciu) wyglądał średnio i ja dałabym mu nie więcej niż 3 gwiazdki. Na pewno już tam nie wrócimy. Zraziło nas też to, że w drugim tygodniu naszego pobytu zaczęli przyjeżdżać Rosjanie, a ich towarzystwo w ogóle mi nie odpowiadało. Są bardzo hałaśliwi, nie liczą się z innymi ludźmi i potrafili śpiewać na całe gardło w środku nocy na korytarzu. Nigdy więcej hoteli, do których jeżdżą Rosjanie. Emerytowani Niemcy, którzy byli na początku naszego pobytu w ogóle mi nie przeszkadzali. ale to są takie szczegóły, które tracą na znaczeniu na tle całego naszego wyjazdu.
Planujemy już wyjazd na przyszły rok, ale tym razem znów do Egiptu. O ile sytuacja i fundusze nam pozwolą.
