Sylwester fajny

Byliśmy u mojej siostry, Natka u mojej mamy. Było 8 osób dorosłych + trojka 6-latków i ogólnie myślałam, że będzie tak średnio bo oni wszyscy znają się z przedszkola - tzn ich dzieci chodzą razem ale fajnie się jakoś dopasowaliśmy.
R. odpadł o 22

czuł się super, ale nagle słyszę jak próbuje coś powiedzieć niewyraźnie, patrzę na niego a ten głowę ma opartą na ręcę i śpi

zaprowadziłam go do pokoju, przed północą obudziłam i już było ok. Mój szwagier robił mocne driny i nagle go chwyciło, no ale najważniejsze że się nie porzygał pod stół i wstydu nie było

Za to my w czasie jego drzemki tańczyliśmy Michaela Jacksona na playstation - i nawet ja brzuchata zdobyłam najwięcej punktów

ale śmiechu było co nie miara

super gra, ale strasznie ciężka - tańce normalne są łatwiejsze

Do domu wróciliśmy o 2 a o 10 mężuś mnie obudził na śniadanko, także można uznać że wypoczęłam

Mogłabym się rozpisać jeszcze o organizacji mojej siostry... ale po co psuć takiego ładnego posta

Następnego dnia jechaliśmy po Natkę i myślałam, że może być na nas obrażona albo tylko się przywita i nara a ona kochana tak się stęskniła, tak się strasznie przytulała i całowała że nie chciała się odkleić

cieszyła się bardzo i my też!
Przed sylwestrem chyba hormony mnie dopadły

przymierzałam ciuchy bo nie wiedziałam w co się ubrać - nic mi się nie podobało i strasznie przez to chciało mi się płakać. Próbowałam ułożyć włosy - oczywiście nic nie wychodziły i znów myślałam, że się poryczę (ale oczywiście się opanowałam). Po prostu byłam załamana - nic mi się nie podobało, nic na mnie nie leżało dobrze, włosy żyły własnym życiem... No masakra... Już miałam nie iść bo prawie histeria mnie ogarnęła... Ale sąsiadka zrobiła mi takie fajne dwa warkocze dobierane po bokach głowy, że to fajnie wyglądało, grzywka nagle zaczęła współpracować, makijaż wyszedł śliczny, ubrałam się no i byłam tak szalenie zadowolona że wszystko jednak jest ok
