Po to jest wspólne mieszkanie, żeby się dowiedzieć czy pewne rzeczy da sie po prostu tolerować, skoro nie można ich z całą pewnością zmienić. Same dobrze wiecie, że to działa we dwie strony, chociaż chyba kobiety są bardziej napalone na zaminy i kształtowanie faceta na swoją modłę

. Tak tak, takie jesteśmy, że lubimy, aby było po naszemu w wielu sprawach. Powiem Wam jedną fajną historię mojej kumpeli. Otóż kiedyś jej chłopak spytał sie jej, co by w nim zmieniła, co jej przeszkadza w nim. I ona dziarsko wymieniła mu tam parę wad, a kiedy ona sie zapytała, co jemu w niej przeszkadza, to on odpowiedział, że nic, bo kocha ją taka jaka jest i nic by w niej nie zmieniał. Bardzo podobała mi się postawa tego faceta, choć oczywiście takich ideałów ze świecą szukać.
Ja po prostu,jak mi coś nie pasuje, to o tym rozmawiam i tak samo jest z drugiej strony. I wtedy też jesteśmy obydowje w stanie powiedzieć, czy zmienimy jednak to co przeszkadza jednej ze stron, czy druga musi się nauczyć tego tolerować, skoro to nikomu nie czyni krzywdy. U mnie jest tak np: ze sprzątaniem, że ja się wściekam, jak zaczynają się ciuchy nie schowane walać po pokjach, tudzieć wracam z pracy i gary są brudne. Pytam się mojego dlaczego nie posprzątał skoro miał wolne, to on mi na to, że jemu po prostu później przeszkadza bałagan niż mi

. Prawda to, ale jak się kilka razy pozłoszczę to później przez długi czas mój man sprząta już wtedy kiedy mi zaczyna przeszkadzać bałagan. I tak w kółko

Ale, że miłość uczy tolerancji i wybaczania, to radzimy sobie całkiem nieźle

pozdorwionka