Zmęczona jestem...
Powiem Wam...że powoli mój tryb życia daje mi się we znaki...
Lekarz już na mnie nie ma sił...
Wpadłam dziś do niego w ostatniej minucie...

Dostałam żelazo...bo hemoglobina już spada...
Dostałam skierowanie na zakaźny...bo toxo się pojawiła...
Na dodatek boli mnie brzuch jak na okres dziś i mam...jakieś deja vu... Mam wrażenie...
Może to przez stres...w pracy ostatnio nerwowo ,bo okazało się ,że pracownicy mąż kradł na sklepie.
Musiałam ją wczoraj zwolnić ,a to patologia ,więc się bałam ,że coś mi zrobią....
Do tego Gosia jest czasami tak nieznośna ,że mam ochotę wystawić ją na balkon.
Nic nie słucha...marudzi.
Jej ciągle pytania "a co to,a czemu" itd. Już nam wszystkim bokiem wychodzą...
Wieczorem...nie dość ,że chodzi późno spać,to jeszcze wymyśla.
Człowiek chce sobie chwile chociaż odpocząć,to trzeba wiecznie do tej marudy chodzić...
Potrzebuje urlop...od wszystkiego...
Pojechać gdzieś chociaż na weekend i mieć blogostan...
Kurczę...jak mi strzelił 10tc. To czułam jakiś taki spokój...aż mi było fajnie...
A teraz znów się martwię..
Jeszcze ta garść tabletek non stop...
A po tych witaminach jest mi tak niedobrze,odbija mi się,mam mdłości...
To sobie pomarudzilam

Jak zwykle

Teraz leżę i nic mi się nie chce...jak co wieczór...