Moja mama byla u ksiedza w mojeje parafii i powiedziala, ze bedziemy tylko na dwa tygodnie w Polsce w grudniu, wytlumaczyla jaka jest sytuacja i ksiadz powiedzial, ze mamy postarac sie wszystko zalatwic sami- nauki itp... ale jak sie nie uda to nic nie szkodzi i mamy isc do niego (mam tez swiadectwa katechezy ze szkol srednich).
Jakos jestem pozytywnie na to nastwaiona.
Jak Irkowi wczoraj powiedzialam, ze co laska- 400 zl to powiedzial, ze chyba oszlalam...spokojnie to przyjelam i nie dyskutowalam i nie tlumaczylam, ze to juz tak jest, ze sie tyle daje...bo wiem, ze od znajomych niedlugo uslyszy ile dawali i sam sie przekona.
Zdecydowalam ze do niektorych spraw go nie bede wtajemniczala, tylko poprostu sama je zalatwie. Takie typu ksiega gosci, poduszka do obraczek...Irek mysli ze to jest nie potrzebne i ze to moje wymysly... a tak mu glowy nie bede zawracala tylko sama sie zajme detalami
Spytalam sie wczoraj co on sadzi o skrzypcach w kosciele. Ojej ale bylo, znowu sobie wymyslam itd... po co to przeciez bedzie grajek organista...potem ogladalismy cos tam smiesznego w telewizji i byla taka kobitka ktora swietnie udawala innych, irek powiedzial, ze chce ja na weselu a ja na to "jak gra na skrzypcach to czemu nie"
