Dziewczyny, ja nie w temacie, ale przejrzałam forum i nie znalazłam wątku o poradach prawnych... Jeśli taki jest to proszę o przekierowanie.
Sprawa dotyczy mandatu, jaki mój mąż dostał za jazdę bez biletu (co najmniej 8 lat temu), nie przyszło żadne upomnienie czy wezwanie do zapłaty (a z tego co mi wiadomo jeśli w ciągu roku takowe nie przyjdzie sprawa ulega przedawnieniu - ale to tylko wyczytane i mogę sie mylić, dlatego proszę o poradę), a teraz nagle pojawia się takie pismo o zajęciu wierzytelności... Tak nagle...

Mandat dostał w Poznaniu, ale mieszkał wtedy w Bydgoszczy, a w lutym tego roku przyszło na stary adres do Bydgoszczy pismo. Tata męża powiedział że taka osoba już tu nie mieszka (zgodnie z prawdą), pani kazała odesłać. Oni odnaleźli miejsce zamieszkania i teraz na nasz adres to przyszło... Pismo, które dostarczono do Bydgoszczy miało 5 stron, ale przecież mąż mógł go w ogóle nie widzieć, bo nie jest tam już od dawna zameldowany, nie mieszka tam, a przecież osoba która odebrała list (tata) mógł być obcą osobą i wcale nie musiał nam tego pisma przekazywać prawda? A pismo które przyszło dziś na nasz adres ma tylko jedną stronę (jest to jedna z tamtych pięciu). Proszę o radę "jak to ugryźć" - trzeba zapłacić czy można sie odwołać, w końcu było to 8 lat temu! W piśmie widnieją takie słowa jak "w postępowaniu upominawczym" ale mąż nie przypomina sobie żeby kiedykolwiek, oprócz tego wystawionego mandatu, upomniano go pisemnie, np. listem poleconym, żeby zapłacił. Tym samym nigdzie w piśmie nie można doszukać się daty, kiedy był wystawiony mandat, czyli kiedy męża złapano... Jeżeli okaże się że trzeba zapłacić, to ile? Tutaj jest tak zawile napisane, wymienionych pełno kwot, że nic nie wiadomo... Takim mądrym językiem

nie wiem czy nie zbyt mądrym, może żeby postraszyć i znaleźć "łosia", który po 8 latach zapłaci kasę. Wiem, że powinien był to zrobić już wtedy, ale stało się... Czy jest jakieś wyjście? Poniżej zdjęcie:
