selena-zapraszam do watku odpowiedniego
spróbuj systemu 7-5-3 co 3h,regularnie(takze w nocy)dolkladaj herbaty na laktacje,ja za rada poloznej(i to nie jeden-bo zaraz będzie dziobać
) i lekarza pilam karmi(ale nie zwykle,ono ma wiecej%) tylko poema.I mysl pozytywnie selena..
A gdzie jest taki wątek, mogę prosić o linka? I co to za system?
Ola888, tak szybko?

Wow.
My jesteśmy po wizycie u pediatry, na szczęście wszystko ok, mały przybrał ładnie, przez 2 tyg 360g i waży już 4060g, tak więc nie musimy dokarmiać - straasznie mi ulżyło.
Chodzi o to, że ja wiem, że mam mleko, piersi są pełne, mały jak je, to aż mu po brodzie cieknie, poza tym je często, zazwyczaj co około 2 h, ale ma też minimum 3 przerwy po 4h jak śpi. Po 4 h, bo co tyle musiałam go budzić do tej pory, raz jak zaspaliśmy to spał 6 godzin ciągiem, mam więc nadzieję, że teraz też tak będzie, jak już nie muszę go wybudzać.
Wczoraj laktatorem udało mi się już więcej ściągnąć naraz, bo 60ml z jednej piersi. U mnie to raczej kwestia psychiki, nie podoba mi się ta maszynka i już:D Ale jak czasem mus to mus

.
Wśród mojej rodziny i znajomych prawie żadna mama nie karmiła piersią, większości po prostu nie chciało się walczyć o laktację - same to przyznały po fakcie. Ja osobiście bym tak nie mogła, nie obrażając oczywiście nikogo. Wszyscy mi mówili, że pod koniec ciąży będzie samo lecieć mleko - nie leciało. W szpitalu od razu mały został przystawiony, oczywiście źle, czym poranił mi brodawki. W dzień porodu nic nie leciało, piersi były miękkie. Położne co chwila ściskały mi piersi i mówiły, że jutro już poleci. Przystawiałam małego często, ale bardzo się bałam, że nie będzie mleka. Dzień po porodzie to samo, przystawiam, ale widzę, że nie leci, było mi bardzo ciężko małego przystawić, bo nie otwierał buzi, robił taki dzióbek ustami. Położne pomagały, ale wiadomo, że nie były przy każdym przystawianiu, więc moje brodawki wyglądały jak po masakrze. Pomógł bepanthen i kapturki laktacyjne, łatwiej było mi go wepchnąć małemu do ust. Na trzeci dzień rano piersi były ciężkie, ścisnęłam, pojawiły się kropelki, a ja się poryczałam ze szczęścia... Póki co nie miałam zastojów i widzę, że mały dobrze je, bo ale nie wiem przecież, jaką ilość wciąga naraz, jeszcze mało przybierał (temu jednak winna była żółtaczka), do tego z tego laktatora mało ściągnęłam te pierwsze razy i trochę wpadłam w panikę, że jak wprowadzę butlę, to pożegnam się z pokarmem...
A się rozpisałam
