Z pamiętnika męża ciężarnej żony - część 2Dziś to była akcja...
Wszystko zaczęło się całkiem smacznie. Wróciłem z pracy i pojechaliśmy z żoną pooglądać asortyment sklepu Boboland w Szczecinie. W drodze dostało mi się, że opowiadam ciągle jak to fajnie by było mieć XBox'a 360 - jakie to ze mnie duże dziecko

. No i, że próbuje wymusić zakup tej zabawki.
W sklepie były super ciuszki, wózków za wiele nie było, a po to głównie pojechaliśmy. Tzn. ogólnie było ich dużo, ale Expander i Implast były tylko po dwa modele. Chyba. W każdym razie Zupcia oczywiście zaczęła się źle czuć i wyszliśmy ze sklepu. Pojechaliśmy na obiad do Pizzy Hut

.
Pizza HutWidac po żonie, że źle się czuje, że coś jest nie tak. Zamówiliśmy jedzonko - standardowo był też bar sałatkowy więc poszedłem nałożyć jakieś smaczne warzywka. Wracam i:
Coś nie tak było z sałatką

. Tylko co??? Tak jak zwykle nałożyłem kukurydzę, groszek, fasolkę, jakaś sałatka i takie tam inne pierdolutki. Ale niestety, nie utrafiłem w gusta na obecną chwilę - usłyszałem, że jak zwykle nałożyłem to co lubię, że nie ma tam nic dla Zupci. Na spokojnie opisałem jaka jest zawartość półmiska po czym przystąpiłem do konsumpcji.
Jemy sobie jemy i widzę, że żona dalej ma jakąś nietęgą minę. Tak trochę jakby Ją bolało, ale też jakby coś wisiało w powietrzu przez sałatkę - no więc pytam czy ma jakiegoś foszka.
- Nie mam, nie czepiaj się (albo żebym jej nie wmawiał że ma focha)
. Jak chcesz to zaraz mogę mieć.Ok, na spokojnie spytałem się czemu tak mówi, że zaraz się czepiam i że może mieć foszka, ale temat się urwał bo staram się trzymać zasady - nie budź lwa...
Zjedliśmy jedzonko i wyszliśmy z restauracji. Nawet miło się zrobiło. Wróciliśmy do domku i zapowiadał się taki superancki wieczorek. Załączyliśmy sobie Little Big Planet, pograliśmy trochę, a potem film. Nagle dzwoni telefon - przyjadą kuzynki. Pora trochę ogarnąć mieszkanie.
DomJak ja uwielbiam ogarniać mieszkanie - zwłaszcza jak mamy jakiś deadline. A teraz to w ogóle mieszanka charakterkowo-ciążowa. Na szczęście obeszło się bez uwag jak to źle sprzątam kibel. Ale dostałem za zbyt dużą ilość butów w przedpokoju - "
może byś tak posprzątał tą wystawę butów". Sęk w tym, że proporcje buty moje do buty Beaty to 2:3. Ale złota zasada z lwem mówi - posprzątaj. I tyle. Pochowałem.
Moja skleroza wymazała mi jeszcze kila fajnych motywów. Niestety. Niedługo dalszy ciąg przygód.