Witajcie:)
Ja troszke doszlam do siebie wiec poki mała spi to moze uda mi sie cos tu naskrobac.
W czwartek przyjecala moja siostra z rodzinka a w piatek mezulek przywiozl swoja mlodsza siostre(chodzi do gimnazjum).Jego siostra zajela sie wszystkim salatakami i tym co trzeba bylo pokroic,mezulek robil niektore miesa(bo czesc byla zamawiana)a ja to tak w doskoku bo wiadomo musialam przy Lenie robic,troche zmywalam troche tez cos kroilam,zrobilam 4 ciasta no i szykowalam zastawe i sprzatalam...Ja mieszkam w domu pietrowym wiec mialam dosc tych schodow non stop gora dol i tak wkolko,nog to nie czulam ale sa tego plusy bo 2 kg mniej na wadze:)
Lenka byla w miare grzeczna bo miala obstawe,moi siostrzency by ja zaglasakali najchetniej,non stop przy lozeczku stali i puiszczali jej melodyjki,grzechotkami machalai,kiedy chcialo jej sie spac to jej w tym pomagali glasakajac nosek miedzy oczkami-ona to uwielbia:)Wiec nie musialam Lenki pilnowac bo w razie jak jej sie ulało czy cos to odrazu mnie wolali:)To byla wygoda hihi...Oczywiscie w przygotowaniach bylo duzo smiechu i to byl chyba najwiekszy plus tego wszystkiego:)
W piatek polozylismy sie spac o 3 w nocy po czym o 4-tej mialam pobudke na jedzonko i o 6-tej juz pobodke na calego bo moja gwiazdeczka sie wyspala a trzeba bylo jeszcze reszte szykowac...Ja na 8.30 smigalam do fryzjera oczywiscie jak mialam wyjsc to mała zaczela ryczec niesamowicie ale ja jako wyrodna matka zostawilam ja z reszta rodzinki,powiedzialam ze sie nie wracam oni napewno sobie dadza rade...Jak sie pozniej okazalao przez cala moja nieobecnosc malutka marudzila a jak mamusia przyszla to odrazu spokoj hehe:)U fryzjera nic nadzwyczajnego nie robilam,podcielam i troche wycieniowalam i troche ulozyla ale nie zadne tapirowania itd bo tego nie lubie...Ale ten fryzjer mi tyle dal,pogadalam sobie z fryzjerka wypilam tam kawke i po prostu zmeczenie ze mnie zeszlo i baterie od nowa sie naladowaly:)...Po powrocie maz do mnie mowi"troche za ciemne zrobilas te wlosy"a ja sie na niego patrze bo przeciez z kolorem nic nie robilam haha wiec sie troche usmialismy ale moglo mu sie tak wydawac bo mialam blad pasemka wczesniej i ona mi troche je teraz sciela...wiec moze faktycznie inaczej to wyglada;)Jak wrocilam trzeba bylo wszystko zapiac na ostatni guzik no i zaczelismy sie szykowac o 14.30 mielismy wyjezdzac a byla 14.35 a tesciow jeszcze nie bylo i chrzestnego a przyjezdzali najpierw do nas bo sie bali ze nie trafia do kosciola,juz mielismy nerwa no ale podjechali w momencie jak ja wkladalam Lenke do samochodu...Sama uroczystos w kosciele trwala 30 min mialo byc 5 chrztow a byly tylko dwa(nie wiem co sie z tamtymi stalo)z czego ten drugi chrzest to byla dziewczyna co lezala ze mna na sali po porodzie -urodzila pare godzin pozniej:) Chrzest byl bez mszy wiec szybko poszlo,Lenka na poczatku zaczela sie krecic jak jeszcze ksiadz nie wyszedl,mi sie juz cieplo zrobilo i modlilam sie zeby nie zaczela plakac bo jej nic nie uspokoi jedynie cyc albo butla...no ale powiercila sie i spala dalej az do powrotu do domku,nawet zimna woda jej nie przeszkodzila:)
No a w domku to juz luzik,obiadek pozniej ciasto bylo wesolo:)Lenka tez byla grzeczna troche spala troche sobie lezala i gadala po swojemu:)Ostatni goscie odeszli jakos po 2-iej.I tak minela puierwsza uroczystosc naszej Corci:)
Jak goscie wyszli to juz nawet mi sie nie chcialo ogladac prezentow jakie lenka dostala,tak bylam padnieta...
Jedyny minus tej uroczystosci ze troche laktacja mi spadla i musze znowu ja bujnac a juz bylo tak fajnie:)no nic jakos damy rade:)
No i foteczka robiona w trakcie ubierania Lenki do chrztu:)

A tak sie wtedy śmiała:)

Z mamusia:)

Tak wygladala nasza ksieżniczka...

W trakcie chrztu...
