Macherku ja rowniez przesyłam pozdrowionka:)
Wczoraj zabardzo nie mialam czasu zeby cos skrobnac...Jak juz wspomnialam w weekendzik myslalam ze mnie cos trafi u tesciow,na poczatek mnie wkurzyli bo Lenka byla ubrana w dzinsy i taka bluzeczke dosc elegancka a tesciowa do mnie ze po co kupuje takie drogie rzeczy zebym w spioszki ubierala i juz bo szkoda kasy na co ja odpowiedzialam ze stac mnie to kupuje bo grrr nikt mi nie bedzie mowil co mam kupic...i jak ubierac nasze dziecko...Pozniej wieczorem miala sie zajac Lenka a ja ze szwagierka mialysmy robic na kolacje lazanie,maz nie mogl malej przypilnowac bo auto bylo u mechanika i non stop tam latal zeby dopilnowac zeby skonczyli w sobote robic...No i oczywiscie jak przyszedl wieczor to tesciowa wziela sie za przygotowywanie do lazani(obieranie pieczarek i takie tam)a ja siedziala w pokoju i dawalam Lence jesc,jak szwagierka powiedziala mamie zeby popilnowala lenki to ona"ze ona nie bedzie umiala dac jej mleka,ze to ze tamto"mi juz sie cisnienie podnioslo bo jak przy Łukaszu to bylo ze przypilnuje a jak co do czego przyszlo to ona nie umie,no ale sie nie narzucalam bylam zla ale skoror nie chce sie Lenka zajac to nie-jej strata...Łukasz wrocil i sprowadzil ja troszke na ziemie no wiec ja poszlam do kuchni a ona zabawiala Lenke...Oczywiscie co chwile przychodzila patrzec do kucni co my takiego robimy...Wieczorem Lenka zawsze zaczyna marudzic bo jest juz przemeczona i tesciowa sobie wymyslila ze wezmie wozek na hol i bedzie ja e wozku wozila...dobrze ze byl Łukasz i sprowadzil ja do parteru bo ja myslalam ze nie wytrzymam,jasne ze najprosciej wsadzic dziecko do wozka i wozic bo bedzie cicho ale to nei o to chodzi...Pozniej w soote juz bylo ok ale w niedziele,bylo mrozne fajne zdrowe powietrze,rano szykujemy sie do kosciola z Lenka i dostajemy wyklad ze powinnismy isc na zzmiane zeby jedno bylo z Lenka w domu bo taka pogoda...nie musze pisac ze juz bylam zla bo nasze dziecko i my decydujemy no ale nie skmentowalismy zrobilismy po swojemu...Na to orzyjechala babcia meza i to samo zeby nie brac jej tylko ze najpierw ja mam isc do kosciola a pozniej Łukasz...grrrr wzielam sie za ubieranie Leny i miaam wszystko gdzies...No ale to oczywiscie nie koniec...przyszlismy z kosciola dalam malej butle i dostalam wyklad od tesciowej ze powinnam karmic piersia i ble ble ble a ja od chrzcin mam bardzo malo mleka i raczej moja przygoda z mlekiem sie konczy probuje laktacje odbudowac ale zobaczymy czy sie uda...
Na temat karmienia mam swoje zdanie jesli jest mleko to owszem karmic piersia ale jesli nie ma to co glodzic dziecko grrr..Pozniej mala bardzo dlugo spala to co chwile Łukasza babcia mowila mi ze mam ja obudzic bo ona glodna ...nie skomentuje tego...Nastepnie dostalismy wyklad ze maa jest za cienko ubrana i mi ja obabuchali kocem jak bylam na gorze,mala oczywiscie sie zloscila bo ona miala dwa dlugie cienkie rekawki i jeszcze koc...nikt by tego nie wytrzymal,zawolali mnie ze cos jej jest bo marudzi,ja zdjelam koc i byl spokoj...trzeba bylo widziec ta mine hehe ...No i jeszcze co chwile do Łukasza trzymaj ja mocno,trzymaj glowke popraw nozke o Boze naprawe najspokoniejszego by wyprowadzili z rownowagii...i tak minol mi weekend...tymczasem zmykam do roboty ozniej cos skrobne a teraz okna czekaja:)