Wiecie? My od początku chcieliśmy "komplet" szczepień.
Nawet gdybyśmy nie byli zdecydowani, to po akcji poporodowej, kiedy to badali małą dosłownie na wszystko, w tym robili badania krwi, czy nie jest zakażona to choćbym zęby w ścianę miała wbić, to zaszczepiłabym ją na 100% na pneumo. Strach, który wtedy nam towarzyszył (na szczęście niepotrzebny) był najokrutniejszym w moim życiu.
Często też słyszę, że rota są zbędne. A jednak, mojego rocznego siostrzeńca dopadła chroniczna biegunka i biedaczek w ostatnich tygodniach nie mało przeszedł, w tym codzienne zastrzyki w wenflonik, który mu wypadł, a później domięśniowe już w domku. Jego mama nie wiedziała o możliwości zaszczepienia przeciw takiemu zjawisku, bo w ich małej miejscowości nikt ich nie poinformował. Jak dowiedziała się, że my mamy taką możliwość, to stwierdziła, że nie tyle powinniśmy Małą zaszczepić, co musimy.
Zdaję sobie jednak sprawę, że nie każdego stać na "taką zabawę" i wkurza mnie to. ZUS płacimy gigantyczny, a małe mamy świadczenia. System po prostu nie funkcjonuje tak, jak powinien. Gdyby ubezpieczenie było dobrowolne, to pewnie część osób zdecydowałaby się zaszczepić swoje pociechy miast płacić haracz największemu pasożytowi krajowemu.
Ba! Nie tylko my jako pacjenci mamy z tego ochłapy. W moim odczuciu żenujące jest, że lekarze- ludzie którzy latami się kształcą i wykonują bardzo odpowiedzialny zawód, by "mieć" muszą owierać prywatne praktyki. To, co zapewnia im państwo jest wg mnie śmieszne.
Ech.... długo jeszcze bym mogła o pigułach, szpitalach, dostępności do leków, badań, ale mnie mierzi i chyba sobie daruję.