3 lata 4 miesiące i 3 dni temu pisalyscie mi że urodzenie września ka ma jakieś plusy...
Np że nie zdążyłam ostro dostać w kość przy końcówce, że om8nely.mnie telefony i pytania czy to już itp, że ominęła mnie taka totalna niemocnze nie mam siły podnieść się z łóżka leżąc na wprost...
Teraz to ja już rozumiem.
Mimo że do skończonych 37tygodni jeszcze 3 dni ja już wymiekam i nie wyobrażam sobie co to będzie za 3 tyg.
Oprócz tego teraz chyba dopiero hormony mi dają do wiwatu.
Śni mi się codziennie poród.
Wciąż się dotykam po majtkach czy wody mi nie odchodzą , pieka mnie piersi i gruczoły się zrobiły, nic mi nie pasuje i nie potrafię się cieszyć... chodzę jak pingwin, idę tak bardzo powoli że masakra, z jednej strony spalabym godzinami z drugiej chodzenie na siku co 6minut mnie wykancza... Co się położę i pozniej zepne żeby wstać to muszę na nowo iść do łazienki żeby poleciały mi 3 krople...
Cholernie boję się porodu.
Boję się czy wszystko z małym ok... czy szybko pójdzie.. czy pepowina go nie owinie.
Nawet ten test który robiłam- nifty zastanawia mnie na ile jest wiarygodny itp itp.
Milion myśli i obaw...
Młody nadal wciąż w ruchu a wypych a się tak mocno że masakra. Cała jestem obolała....
No i tak właśnie wygląda ostatni msc mojego życia jak ten post... jedna wielka maruda