Nie uwierzycie....dzisiaj odesłali mnie do domu

Rano na Żelaznej nie było w dalszym ciągu miejsca (dali nam do zrozumienia, że nie będzie) i pojechaliśmy na Kasprzaka do Instytutu Matki i Dziecka. Tam stwierdzili, że nie ma wskazań do hospitalizacji (zrobili kolejne usg i ktg). Zgłupiałam...wczoraj miałam uzgodnione przyjęcie z profesorem M., a dzisiaj lekarze z Izby Przyjęć podobno konsultowali z nim mój przypadek i ten sam profesor uznał, że mogą mnie odesłać. W Zofii mnie nastraszyli, że w każdej chwili mogę dostać krwotoku itp., a na Kasprzaka, że mogę tak sobie chodzić.
Wróciliśmy do Zofii, miałam kolejne ktg i usg (wyniki wszystkich badań były takie same, tzn., że ściana macicy w miejscu cięcia ma 3-4 mm, ale ciągłość jest zachowana) i tym razem uznali, że taki urok ciąży po cięciu cesarskim

mało tego...powiedzieli nawet,że mogę jeszcze rodzić naturalnie

Byliśmy już tak zdezorientowani i zmęczeni...trwało to wszystko ponad 7 godzin. Skończyło się na tym, że w środę mam na Żelaznej konsultację usg z jakimś super-ekstra lekarzem, zrobią ktg i będę tak chodzić do nich na kontrolę co kilka dni.
Czy któraś z Was miała podobną sytuację? Jedni mówią, że mam spokojnie czekać i ściana macicy wytrzyma, inni, że w każdej chwili może się rozejść...Boję się cokolwiek robić. Jutro mąż wywozi Hanię do moich rodziców, żebym nie musiała jej nosić itp. Mam nadzieję, że taki maxymalnie oszczędzający tryb życia pomoże i donoszę Maleńką chociaż do 36tc.
