Ale ja muszę mieć pasek, który trzymałby moje kopyta w nich
wlasnie, Irek mowi, ze zrobi mi taki paseczek chociazby tapicer- znajomy, jak kupie kawalek materialu, on mi paseczek obszyje a szewc przymocuje...
ech kupie te buciki bo sa sliczne!!!
Dziwicie sie ze nosze takie szpilki? To dlatego, ze kupila kozaki, nawet zdjecie gdzies tam po drodze w odlicznku wkleilam... kwestia przyzwyczajenia jak dla mnie.
Teraz chwila szczerosci...
Zostal 1 miesiac i 24 dni mozecie sie smiac, ale dzis w nocy nie moglam spac, wczoraj na spotkaniu u znajomych obgadalismy temat slubu i... zaczal sie sztres...
Mysle o tym wszystkim caly czas. Wiem, ze bedzie pieknie i bede szczesliwa, ale to juz tylko okolo 7-8 tygodni TYGODNI

nie miesiecy...

jak to zwykle do tej pory bylo.
Wyobrazam sobie ten dzien, ze irek po mnie przyjedzie, ze zaparkuje pod kosciolem, przyjdzie po mnie...bedziemy szli razem do kosciola przez kawalek osiedla...bedzie slonecznie.... ech motyle w brzuchu jak nic....
Ustalilismy, ze na wejsciu do klatki juz w sobote rano powiesimy jakis plakat z napisem "szczesc Boze mlodej parze" i data lub cos w tym stylu, zeby wszyscy sasiedzi widzieli, ze bedzie slub i byli przygotowani na tluczenie butelek...bo znajomi juz sie garna do tluczenia szkla

Wczoraj rano usiedlismy przy sniadaniu z Irkiem, policzylismy wszystko, obejrzelismy liste, co jeszcze zostalo do zalatwienia i tak dalej...
Dotarlo do mnie juz definitywnie, ze za 55 dni bede odgrywala glowna role u boku mojego ukochanego, wyznam mu przed Bogiem, jak bardzo go kocham...
Do tej pory cale to wydarzenie bylo tylko kupnem kilku pierdol, zamowieniem obraczek, sukni... zalatwieniem formalnosci... a teraz przeistacza sie w najwazniejsze wydarzenie w moim... naszym zyciu.