hi hi tak z 2 -3 tygodnie przed terminem zapytam Cię czy nadal Ci smutno
aaa nie ma sprawy
Ciesz sie ze szybko zleciało i oby tak szło dalej
po tych słowach to doszłam do wniosku, że kobieta lubi mieć czasem wymówkę.....a jak jest się w ciąży to się ma...bo dzwignąć nie można (choć nie widziałyśmnie mnie w roli sobotniego 4-garbnego wielbłąda

), trzeba poleżeć, odpocząć, nieprzemęczać się itp. Łattwo można wytłumaczyć swoje zachcianki, zakup nowych ciuszków oraz marudne i okropne zachowanie (wiadomo

hormony). A mało tego jest się w 100 % wytłumaczonym i usprawiedliwionym. Nawet rosnąca w górę wskazówka wagi cieszy ciebie i Twoich bliskich, a nie smuci. Jednym słowem po prostu raj....
A po ciąży czy też przed, to każdy wytyka, ale: przytyła, leni się, stroi się itp. itd.

Nio i kobitka już nie ma taryfy ulgowej i odpowiedniego wytłumaczenia na wszystkie bolączki....
.....z tym co powyżej napisałam, to tak mi się wydaje.....
---------------------------------
Dziś, odpukać w nie malowane, humor mi dopisuje. co też oznacza, że głowa mnie nie boli (tfu tfu, nie chcę zapeszać, bo jeszcze usłyszy i znowy się zacznie). Wczoraj dwa spacerki na świerzym powietrzu mi chyba pomogły. Znacznie lepiej poczułam się też po obiadku ("spagettti

mniam mniam). Oczywiście na noc posmarowałam się amolem.
Dziś jeszcze do pracy nie umalowałam się (wiec pewnie wyglądam jak nastoletnie zombi), co by za bardzo nie "obciążać oczu chemią" (zdarzało się, że po tuszu do rzęs niemal od razu bolały mnie oczy, a potem głowa). Czuję się prawie kwitnąco...prawie...bo chciałambym być teraz na świerzym powietrzu, a nie siedzić w pomieszczeniu pełnym komputerów...ale nie marudźmy, nie psujmy sobie humoru
