Witam po weekendowej przerwie....
CZwartek zaczoł się przyjemnie, bo o 7.30

, potem było mniej ciekawie, bo z ciepłego kurka leciała letnia woda, wiec mój prysznic był bardzo krótki i jak dla mnie (ppiecucha) niezbyt fajny. Potem było kuj, kuj, śniadanko, małe sprzątanko i wyjazd na podbój sklepów.
Zakupy zaczeliśmy od rzeczy najmniej przydatnej, czyli do nabycia "jak starczy kaski..." . Była to koszulka dla mojęgo męża, potem była kolej na moje spodnie. W sklepie odetnchnełam z ulgą jak zobaczyłam, że pani ma dla mnie do zaoferowania aż 3 pary dżinsów (nie jest źle - pomyślałam sobie). Za to w przymierzalni mało nie pękłam z mężem ze śmiechou jak je zakładałam...

...że nie wspomnę o sytułacji jak jedne z nich załozyłam tył na przód....
Oczywiście musiałam dokonać trudnego wyboru, pomiędzy najlepiej leżącym na mnie krojem i dopasowaniem pasa, a spodniami z fajnego dżinsu, większym pasem ciążowym, czyli spodniami z długą "ciążową przyszłością". Wybrałam te drugie, bo pierwsze posłużyły by mi góra 2-3 miesiące. Spodenki narazie leżą grzecznie w szawce, bo trzeba je znacznie skrócić....co odbędzie się już na dniach, a być może już jutro.
Fotkek nie mam, bo jak zwykle gapa straszna zzapomniałam o tym. Wczoraj mieliśmy fajny pretekst do zdjęć, bo byliśmy na wsi, na grobach moich dwóch babć. Przejedża się przez piękne okolice Gór Świętokrzyskich i jak zawsze (gdy tamtendy jedziemy) świeciło śliczne słoneczko. Ale jak tylko spodnie będą skrócone, to fotki nowego nabytku będą napewno. A przy okazji mnie w nowym nabytku
Nie udały nam się tylko zakupy obuwnicze dla mojego męża (z mężczyznami jest czasem troche trudniej...

) ale mam nadzieję, że dziś się udadzą...oby
