Dziękuję Wam bardzo za słowa otuchy i kciuki! Czuję, że bardzo się przydały

Ale nerwy były dość spore, gdy już leżałam na stole to telepałam się ze strachu. Na szczęście pielęgniarki, anestezjolog i onkolog to kochani ludzie - cały czas się śmiali, uspokajali mnie i żartowali. Przy operacji asystował mój Tata (trzymał haki) i powiedział mi potem, że pierwszy raz w życiu tak się denerwował. Krojenie własnej córki jest chyba stokroć większe niż prowadzenie jej do ołtarza

Sama operacja poszła szybko - dzięki pewnemu nagięciu przepisów nawet nie byłam na oddziale. O 11:40 zostałam przyjęta, przebrałam się i od razu pomaszerowałam na blok operacyjny. Tam szybko znieczulenie dożylne, nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Obudziłam się po pół godzinie z opatrunkiem na piersi, a po kilku minutach mogłam już wstać, przebrać się i wrócić do domu. Obejrzałam sobie też to moje cholerstwo, które zostało wycięte - dużo gruczołów, wielkość pestki od śliwki, ale kolor biały. Teraz będzie to badane, w piątek powinny być wyniki histopatologiczne.
Od operacji minęło już kilka godzin, ale czuję się nie najgorzej. Pierś nie boli jakoś niezwykle, opatrunek będę miała zmieniany dopiero we wtorek, a szwów nie trzeba będzie wyciągać, bo są rozpuszczalne i do wewnątrz. Za jakieś 2 tygodnie, gdy rana się zagoi będę miała serię zastrzyków ze sterydami w bliznę, żeby była jak najmniejsza. No i chyba faktycznie do wesela się zagoi

Bardzo Wam jeszcze raz dziękuję za to, że byłyście ze mną myślami i trzymałyście kciuki!
Dzisiaj zdołałam nawet obskoczyć dwa śluby kościelne - jeden w mojej parafii (ślubu udzielał "nasz" ksiądz, grała "nasza" organistka, a kościół był ślicznie udekorowany przez 'naszą" siostrę dekoratorkę), a drugi w innej (brała tam ślub moja sąsiadka. Mszą w naszej parafii byłam zachwycona - ksiądz pięknie wszystko poprowadził, dekoracje były śliczne - siostra bardzo się postarała, więc wydaje mi się, że 2 września dekoracja będzie podobna, a organistka ze skrzypaczką grały super! Ave Maria była przepiękna! Także jestem już totalnie uspokojona przynajmniej przebiegiem samej ceremonii. Będzie co ma być.
W poniedziałek czeka mnie jeszcze spotkanie z dekoratorką (chciałabym mieć podobny bukiet do tego, który miała Lea) i doustalenie szczegółów oraz telefon do organistki, żeby z nią ustalić przebieg mszy. Chcę jej powiedzieć, że będzie prowadził mnie Tata, żeby mogła się odpowiednio przygotować. Ale wystarczą telefoniczne ustalenia. We wtorek natomiast wracam do Wrocławia i od środy praca. Pojedzie ze mną moja siostra, także do piątku posiedzi ze mną, a w piątek przyjedzie Przyszły z naszą sofą i deskami do ramy łóżka. Planujemy spędzić naprawdę miły weekend.
Mam nadzieję, że już wszystko będzie się u mnie układać, że blizna zagoi się dobrze, że pogoda w dniu ślubu będzie piękna i że przynajmniej przez następne kilka miesięcy nie będę się musiała niczym martwić..