Hm. A mnie się jakoś radość ulotniła. W miarę jak zaczynało być jasne, że 15 września nie dojdzie do skutku, pozytywne emocje zastępowane były frustracją, niepewnością i ogólnym dołem. Teraz jakoś niczym już nie potrafię się cieszyć. A szkoda.
Niby trzeba teraz myśleć o zdjęciach, czy fotografowanie przygotowań i cały reportaż powierzyć siostrze i szwagrowi, a tylko sesję w studio zrobić profesjonalną, czy wszystko zlecić fotografowi, należałoby się teraz spotkać z paroma, zrobić rekonesans, porównać ceny i zdjęcia - ale zupełnie mi się nie chce. Powinnam szukać butów, bo u mnie to kłopot, ale pfff.. najwyżej kupię se białe relaksy i też będzie.
Mam spadek endorfin chyba. Niby próbuję wykrzesać z siebie entuzjazm, kiedy opowiadam cała historię komuś znajomemu, niby przekonuję sama siebie, że i tak będzie wspaniale, ale skoro nie będzie ślubu we wrześniu, to już mnie właściwie nic nie obchodzi, niech sobie będzie, jak wyjdzie, mnie to rybka plum. Do bani to wszystko.