Dzięki dziewczyny za wszystkie ciepłe słowa. Nie powiem, łatwo nie było. Jak tak sobie czytam za każdym razem tą swoją relację to ryczeć mi się chce, ale potem patrzę na tą Moją Kluseczkę i już o tym zapominam.
Teraz jak sobie pomyślę o następnej ciąży to zdecyduje się jedynie pod warunkiem, że będę miała zagwarantowane cc. I trudno - może to moje widzimisię, ale na taki poród jak ten, to ja już się nie piszę. I nie przekonają mnie teksty, że z następnym jest łatwiej czy też lepiej. Potem może i zmienię zdanie, ale na dzień dzisiejszy jest ono takie.
Małą chyba na prawdę męczyły bączki, trochę popuszczała i od razu lepiej. Zobaczymy jak będzie dalej.
Ja tam nie wiem, ale dla mnie natura troszke popłyneła ze swoim pomysłem "narodzin"..
Zgadzam się

Ale i tak możemy się cieszyć, że mamy lekarzy i szpitale, a jak gdzieś w Afryce są jakieś plemiona co to kobity rodzą gdzieś w chatach? I tam pojawiają się komplikacje? To już lipa...
strasznie ciężko było
Najważniejsze, że dałaś radę, że R. cię wspierał i był przy tobie kochana
Może to wtedy bardziej mobilizuje do działania
J
Powiem Ci, że w tych strasznych bólach już prawie płakałam i powtarzałam do R. że już nie dam rady to on mnie podtrzymywał na duchu i to mnie trochę mobilizowało a poza tym jakąś taką odrobinę wstydu odczuwałam, że nie mogę sobie z tym poradzić... Wiem, że cokolwiek by się nie działo to R. by mnie wspierał ale to takie swoje głupie odczucie
Agatko my mamy łóżeczko w naszym pokoju, więc wędrować na szczęście nie musimy

ale też ją zawsze odkładamy na bok. Czasami tylko R. bierze ją koło siebie jak Młoda zachowuje się tak ruchliwo, ale raczej ją odkładamy.
Kupale są właśnie takie jak piszesz - no jedynie bez tych kulek

Przystawiam ją wtedy, kiedy ona chce. Jakoś nie mogę jej specjalnie wybudzać - niech sobie śpi Kluseczka.
kkotek zaraz Ci prześlę namiary.