Witajcie złotka!
U nas wszystko dobrze

Po prostu siedzę w książkach zakopana, piszę mgr-a, uczę się na zaliczenia, w miedzy czasie jem (a ostatnio zajmuje mi to jakoś dużo czasu

), śpię jak suseł, robię zakupy spożywcze, gotuję, ogarniam chałupkę, dbam o lubego...jakoś doba mi się skurczyła i nie mam czasu nawet się porządnie uczesać

Internet wyłączam w kompie, bo za bardzo kusi podczas pisania tych nudnych bzdur...
Przepraszam, że Was nie powiadomiłam, że mam takowe naukowe plany, przez to się martwicie a ja zołza jedna nawet nie odpisuję

Po kwiatuszku na przeprosiny

A może ktoś chce coś mocniejszego

?
K wrócił w piątek ok 22 już, czyli jakieś 3 godzinki wcześniej niż planował. W sobotę cały dzień byliśmy poza domem, bo rozwoziliśmy automaty do gry w cymbergaja po różnych miejscowościach dookoła Szczecina- wróciliśmy jakoś ok 19 do domu i na 20 jeszcze nasi przyjaciele przychodzili w odwiedzinki z 9 miesięczną córcią

NA szczęście zmyli się ok 22.30 padłam od razu, choć wcześniej chciałam coś do Was skrobnąć. W niedzielę siedzieliśmy u rodziców K i gadaliśmy o organizacji wesela, kiedy jakie kwoty musimy powpłacać itp itd, potem K był w saunie, potem szliśmy do znajomych dać zaproszenie im na ślub i wesele- wróciliśmy do domku ok 1 w nocy, K kompletnie pijany przez co miałam nieprzespaną noc, bo rezydował w WC, spuszczał co chwilę wodę, gotował wodę na herbatę itp itd a ja te wszystkie odgłosy słyszałam i nie umiałam się wyłączyć...położył się ok 3 w nocy do łóżka. Za to nie wiem, czy sobie to wymyśliłam czy to naprawdę było, ale chyba mnie coś w brzuchu łaskotało... Pomyślałam sobie, że to maluch, ale chyba za wcześnie jeszcze na to

Nie wiem, mówiąc dosadnie pierwsza myśl to że po prostu bączka mi się chce puścić, ale jakoś bączka niet a "lata" mi coś w brzuchu dalej

Nie wiem co o tym myśleć... Coraz częściej podejrzewam, że byłam zmęczona i sobie to wmówiłam, chociaż wtedy byłam niesamowicie podekscytowana i aż zlazłam do K do łazienki mu to zakomunikować, że alien się chyba zaczął odzywać. No nic, pożyjemy- zobaczymy.
Wczoraj cały dzień latałam po mieście- najpierw do firmy musiałam pojechać, odebrać swoją legitymację ubezpieczeniową, potem załatwiałam lampy do dziecinnego pokoju, potem na rynek po owoce, do reala po jakieś serki homo (firma Danone powinna mi dać zniżkę- na tydzień zjadam jakieś kilkadziesiąt ich serków

), i z powrotem do domku. Jak wróciłam do od razu zrobiłam obiad i jak zjadłam do położyłam się spać, bo po tej nieprzespanej nocy byłam wykończona... Obudziłam się jakoś po 17 i pojechałam z tatą na basen. Jak mi się dobrze pływało- w końcu przestał mnie boleć kręgosłup!

Wróciłam z basenu jakoś ok 21 i K mi mówi, że się źle czuje, jakby chory miał być. No to fervex mu zrobiłam i wygoniłam do łóżka a sama nie byłam lepsza i też się położyłam- w rezultacie o 22 oboje byliśmy już pod kołderką a ja oczywiście od razu zasnęłam, mimo że w ciągu dnia ze 2 godziny spałam... No a dziś o 8 wstałam, obejrzałam powtórkę brzyduli, wpuściłam sprzątaczkę i wlazłam znowu w komputer- najpierw tym razem do Was, a zaraz z powrotem w mgr-a
Tak to mi zleciały ostatnie dni- nawet nie wiem kiedy w sumie ze środy 6 maja zrobił się wtorek 12 maja... Chciałabym, aby już był 2 lipca po południu- to by oznaczało, że jestem po obronie i sesji i mam cały uniwerek w poważaniu

Mam przesyt nauki a tu cały ciężki miesiąc jeszcze

Poczytam co u Was u już mnie nie ma

A tak za Wami tęsknię...