Wróciłam z Zajęć Tańca Orientalnego i jestem zachwycona!!!
Tancerka zrobiła nam wprowadzenie teoretyczne, kolejno rozgrzewkę, nauczyła nas wszystkich podstawowych ruchów od zera, zwracając uwagę na każdy detal, ustawienie kolan, miednicy, luźność brzucha, właściwe napięcie barków, krzywizn kręgosłupa. Fenomenalnie wręcz. Na koniec podgłośniła muzykę i z nauczonych dziś figur zrobiła mini choreografię. Poczułam się cudownie. Do Szeherezady mi daleko, ale poczułam tą przyjemną endorfinkę.
Kupiłam karnet i mam nowe hobby

Co ciekawe zaproponowała mi grupę średnio zaawansowaną, ale ja chcę iść krok po kroczku do celu.
Zanim jednak tam trafiłam błądziłam między uliczkami, bo na Piastów i Ku Słońcu są przebudowy. Miałam przez to poślizg czasowy, więc by nie kołować za parkingiem wjechałam na płatny. Nikt do mnie nie podszedł, zatem ustawiłam auto tam, gdzie było wg mnie wygodnie i wyłączyłam silnik licząc, że zaraz podejdę do okienka z pilnującym. Tam pobiorę bilecik, a odjeżdżając, po zajęciach, zapłacę. Na moment, gdy wyłączyłam silnik podchodzi do mnie pan i z wielkim fochem:
-A co to jest? Wjechała, nie pyta gdzie ma stanąć! Kołuje mi po parkingu!
Zdębiałam i pytam:
-To jest parking płatny?
-... ale to się podchodzi, pyta gdzie ma zaparkować...
No, trafiło mnie! Jak do gówniary w dodatku bezosobowo!
-Acha, no to dziękuję!
Odpaliłam silnik i do wyjazdu się szykuję. Otworzyłam jeszcze okno i mówię do parkingowego:
- Właśnie stracił pan klienta!
Burak jeden! Daleko nam jeszcze do Europy, oj daleko. Mam płacić i jeszcze biegać za nim i się prosić bym mogła u niego stanąć. Niech się buja!