Ruch mały, bo i mnie mało, ale weny do pisania nie mam choć co opisywać i owszem. Marika tańcuje, śpiewa, zęby zaatakowały hurtowo, awansowała do jazdy przodem w swoim mobilu i wszystko co widzi i słyszy zachłannie spija. Za dnia spać nie chce jeśli cokolwiek się dzieje, bo jest żądna wrażeń. Rozkochuje w sobie nowe osoby. Cudnie marszczy nochala a`la chomik, jak się cieszy.
Dzisiaj przy mojej pierwszej wyraźniejszej reprymendzie pod jej adresem zrobiła minę spaniela. O mało nie wybuchłam śmiechem, ale twardo obstawałam przy swoim. Karciłam ją słownie i z groźną miną za rozrzucenie obiadku po całej mnie, kuchni, Jej i gdzie okiem sięgnąć.
Jeśli już o jedzeniu, to przerzuciłyśmy się na Gerberra. Chętniej zjada ich posiłki, aniżeli Bobovitę. Ponadto po 8 miesiącu mają bogatszą ofertę. Lada dzień wypróbujemy Hippa. Ekspozycja na masełko zwieńczona sukcesem. Marikę nic nie uczula. Pomidorki także przyjęły się w diecie. Lada dzień wystawię ją na działanie wołowiny vel cielęciny.
Młoda daje nam mega radość każdego dnia i rozwija się fenomenalnie. Przede wszystkim jest zdrowa i pogodna. Czasem serducho mi pęka z nadmiaru miłości do naszej Kluseczki. Na szczęście nie jestem odosobniona w tym zakochaniu. Towarzyszą mi mąż, brat, rodzice, wszyscy którzy mają przyjemność obcować z Mariczką. Udała nam się Córuchna bezapelacyjnie.
A ja

Nadal męczę 6 Weidera. Efekty jak gdyby zawisły, ale to normalne. Przeczekam kryzys, to efekt zacznie mnie zaskakiwać w tempie błyskawicznym, bo lada moment wchodzę na etap spalania. Od dziś lecę serie 14 powtórzeń. Dzień 19-ty wg planu. To znaczy, że jestem prawie w połowie drogi do wymarzonego dnia 42.
Tańce Orientalne rozkręcają się i robi się trudno. Izolacja pewnych grup mięśniowych jest dla mnie kosmicznie nowa i niemal niewykonalna, ale trening czyni mistrza i tego się trzymam. Po ostatniej lekcji miałam zakwasy na mięśniach skośnych brzucha, co wprawiło mnie w super nastrój.
Pocę się nad częścią merytoryczną mojej strony. Logo już wymyśliłam. Muszę je jeszcze narysować w programie graficznym, a to będzie nieco trudniejsze.
Fitness jak był, tak jest moją pasją. Ćwiczę, skaczę i daje mi to radochę.
Wiosna daje energię do działania, spacery stają się gigantycznie długie, choć przesilenie daje mi się we znaki i przedwczorajszą zmianę czasową opiłam wczoraj najprawdziwszą gorącą czekoladą. Rozpuściłam tabliczkę Wedla w kapce mleczka i się z Pawciem nią cieszyliśmy, jak dzieci. Czułam wyraźny spadek energii, ale czekolada podniosła mnie na nogi.
Tak sobie patrzę na to, co napisałam i mam jedną myśl: Nie jest źle!!!
Buziaki dla Was!!!