Demko, nic straconego. Jeszcze kilka takich akcji planuję, zatem Ciebie jako ciekawy przypadek rozpatrzę

Weidera nadal męczę. Zakwasy są. Od jutra zwiększam liczbę serii. Już się boje, ale... widzę efekty! Naprawdę! Mięśnie się zarysowały, a wraz ze wzrostem liczby powtórzeń jeszcze je wzmocnię i spalę tłuszczyk z brzuszka. Ciekawe tylko, czy wytrwam (?)
Mariczka dziś dostała WIELKI prezent

180cm x 200 cm - wykładzinkę do pełzania, raczkowania i turlania. Rodzice wariaty

nie mogli patrzeć, jak się dziecko w kojcu-więzieniu męczy, a od paneli ciągnęło chłodem.
Czasu mi na spacer dziś zabrakło (jak co piątek), ale Mała z takim placem zabaw nie mogła narzekać na ten niuans. Zwariowała ze szczęścia i fikała wywrotki, dźwigała pośladki, kołysała się na kolankach z pieluchą wypiętą do góry. A wszystko obserwował, fotografował i nagrywał tatuś, bo mamusia dziś miała masę obowiązków poza domkiem. Czuję, że coś straciłam, ale jakoś żalu wielkiego nie za bardzo. Przecież i tak na co dzień ją widzę, tulam, miziam i uczę nowych rzeczy. Ależ mi przyszło przemyślenia mieć...
A do jutrzejszej sesji przygotowałam masę kolorowych apaszek, chust i korali z biżuterią, jako uzupełnienie. Kupiłam też mini kasetkę z cieniami inglotta kryjący biały, super kremowy i cudny ciepły turkus. Mam też taką chustę i drewniany komplet korali z kolczykami i bransoletą.
Do tego wszystkiego mam tremę.