Lada dzień będę łysa...
Włosy lecą mi garściami. Po każdym myciu głowy muszę spłukać z dłoni zasupłane między palcami kępki włosów. Paznokcie "podratowałam" tipsami, ale włosów sobie nie przeszczepię. Ratuję je Vaxem, od porodu łykam Skrzypowitę, Prenatalu nie przerwałam od ciąży i co

Wielkie g...
Wyłazi ciąża i cycowanie.
A propos cycowania- odchodzi w niepamięć. Szybko poszło. Mleka mam już, jak na lekarstwo. Co drugi dzień nawał, którego Marika nawet nie raczy odessać. Bawi się cycusiem i śmieje z niego, Agentka. Mogę sobie wieczorami bezkarnie drinka chlapnąć choć do tej pory raz tylko Sharidansa posączyłam, ale dzisiaj... może.... to wyczekane kokosowe... mniammmmm
Marika daje nam radochę każdego dnia. Siedzenie stanęło, znowu. Wytrzymuje kilka minut i robi bum. Za to czołganie, kulanie i podawanie sobie zabawek przy pomocy nóg to standard. Akrobatka, aż miło. Ha! Jeszcze stawanie na nóżkach, genialne. Takie fajne kiwusiane, jak bańka wstańka.
Wracając do włosów, paznokci i innych temu podobnych.
Moja chęć regeneracji uderzyła w głębsze strefy. Od poniedziałku wydałam walkę moim kilogramom. Dietka, dietka dietka i więcej ruchu. Dietka bogatsza w owoce i warzywa, nie jakaś konkretna. Jednak inspirowana tą South Beach. Tam takie smakowitości są, że ta dieta to czysta przyjemność. No! Może wybrane elementy! Będę wyszukiwać co smaczniejsze przepisy i zagryzać chrapki na słodycze.
Zastanawiam się tylko, jak się mają do tego: Malibu i obiecany słoik Nutelli.

Ale! Idzie wiosna, potem lato, a ja muszę czuć się dobrze we własnej skórze, a teraz różnie z tym bywa!
Pisząc to popijam sobie miętkę z cynamonem Bio Activu.
Dodatkowo wzięłam się za dokształcanie i przypominam sobie anatomię, bo pewne informacje z lekiem popłynęły.