No widzisz Aga, ja dość poważnie rozszerzyłam menu...źle...gamę smaków Łucji i teraz muszę czasami mocno kombinować co jej podać na obiad. Nadal gotuję dla niej oddzielnie, z wyjątkiem potraw mięsnych, w tym wypadku my się dostosowaliśmy do niej. Ona jest tak bardzo czuła na zapachy i smaki, że już jest trudno ją oszukać a co dopiero za pół roku. Skubana budzi się jak poczuje zapach gotowanych ziemniaków czy smażonych kotletów. Obiady staramy się jadać wspólnie i robi się kiepsko, ponieważ mała widzi, że jemy coś innego i sięga do naszego talerza. W niedzielę to bez skrępowania czyści talerz mnie, najczęściej z mięcha. Gusta kulinarne ma po tatusiu. Kluski, mięcho i ziemniaki....
Ja jestem raczej zupowa i rosół to nadal dla mnie najlepsiejsza pychota.
Gotowanie dla małej nie jest problemem, ani czasowym, ani technicznym, ani zdrowotnym jak w Twoim przypadku. Wpadam po pracy, wstawiam zupkę i sobie mruga na ogniu odpowiednio długo, potem tylko skroję mięsiwo a całą resztę mała wciąga bez przerabiania dodatkowego praktycznie z wyjątkiem tej nieszczęsnej marchewki, którą muszę ukryć...i niestety przeciągnąć widelcem a potem przez sitko...i dlatego pewnie nie myślałam nigdy o gotowaniu "na zapas" i problem zamrażania jest mi obcy.
A co do zdrowego gotowania bez strat witaminkowych...to polecam "indukcję" i garnki Philipiak. Żarełko gotuje się szybko, smacznie pomimo braku soli. Tyle, że kosztuje cholerka sporo. Ale na zdrowiu podobno się nie oszczędza. Ktoś wogóle ma te garnki? Używa? Chętnie poczytam opinię z pierwszej ręki.