Ja od dziecka miałam w głowie, że przyjmę nazwisko męża. Swoje imię zestawiałam z nazwiskami chłopaków, którzy mi się podobali i sprawdzałam, czy pasuje;-). Do tego ciągłe błędy popełniane przez ludzi przy wpisywaniu mojego nazwiska. Jest po prostu zbyt miękkie i zbyt podobne do nazwisk znanych osób (Hanka Bielicka czy Jan Krzysztof Bielecki). Także od samego początku nastawiałam się, że przyjmę nazwisko mojego ukochanego, nawet gdy jeszcze nie myśleliśmy poważnie o ślubie. A tu niespodzianka - luby niedawno zmienił swoje nazwisko na nazwisko panieńskie swojej matki (ojciec biologiczny bardzo wcześnie rodzinę opuścił i stał się kryminalistą, a rodzina ojca nie utrzymuje żadnego kontaktu, więc nie czuł się nijak związany z nazwiskiem). I teraz muszę przestawić swoje myślenie na nowy tor. O dwuczłonowym nie myślałam, bo będąc dzieckiem miałam zawsze kłopot jak gdzieś musiałam podać nazwisko mamy (dwuczłonowe właśnie). Pozostanie przy swoim nie wchodzi w rachubę, bo po prostu od zawsze nastawiałam się, że je stracę. Choć luby mój, zanim zmienił swoje nazwisko, to proponował właśnie przyjęcie mojego. Mimo wszystko lubię moje nazwisko i czuję się mocno z nim związana, ale, tak jak wcześniej pisałam, od początku nastawiałam się na zmianę i nie powinno to być dla mnie problemem.
Kolega ze studiów dodał nazwisko żony do swojego, ona jego do swojego i oboje mają dwuczłonowe. Bardzo ładnie się komponują dźwiękowo. To pierwszy i jedyny znany mi przypadek. Koleżanka z dzieciństwa chciała do swojego nazwiska dodać nazwisko męża ale ten się poczuł urażony i powiedział jej, że jak nie zmieni na jego to ślubu nie będzie. I mówił to zupełnie poważnie. Więc zmieniła. Szybko się rozwiedli, bo facet okazał się tyranem (czego się można było domyślać już przy kwestii nazwiska. . . ). Szkoda dziewczyny, 23 letnia rozwódka:( (ślub przyśpieszony z powodu dziecka w drodze. . . ).