niania z Ewą zżarły mi dzisiejszego kurczaka dukanowego...wracam do domu...głodna...a tu pusta lodówka...żyć nie umierać...
Na wagę nie włażę, bo czuję przedmiesiączkową opuchliznę...zresztą czuję, że łatwo mi nie będzie zrzucić ten mini-balast...
A jutro mam lunch w pracy (cathering) i się zastanawiam czy da się coś z tego wydukanowac czy nie...ostatnio był m.in duszony łosoś w galarecie, pytanie co będzie teraz...
Ból tej diety, to to, że trzeba mieć full nakupionego żarcia...