Jest dobrze. Kryzys zażegnany. Przy butelce wina pogadaliśmy. Paweł mnie zadziwił pozytywnie. Tak ślicznie do matki mówił, że teraz to już nasza rodzina, a nie moja czy jego i że będę jego żoną i razem podejmujemy takie decyzje, a nie nikt inny.. Powiedział, że to nasze wesele i liczymy się my i nasze zdanie, a nie babci i matki.. Cudownie po prostu. Mam nadzieję, że ją przekonał na dłużej niż kilka dni.
A myśleliśmy o odwołaniu ślubu, żeby nie korzystać z jej pieniędzy.. Żeby zrobić wszystko samemu i nie być nijak uzależnionym... Na szczęście dobrze się skończyło...
Choć zastanawiam się ile jeszcze takich sytuacji przed nami, bo wątpię, że na tym się skonczy...
Za to pojawił się problem z salą. Pawła ciocia z wujkiem chcieli sobie miejsce w hotelu na dłużej zająć i chcieli namiary na restaurację (u góry jest hotel). A my wszystkie miejsca noclegowe z soboty na niedzielę już zajęliśmy wstępnie. A oni dzwonią i bez problemu rezerwują pokój od piątku do poniedziałku. Tak jakby nasza rezerwacja miejsca nie miała wcale. Jutro jedziemy to wyjaśniać ;/