No dobra to piszę o co poszło. Od samego początku mówiliśmy, że nie zapraszamy dzieci, żadnych dzieci. Jedynie moja siostra przyjdzie z dzieckiem do kościoła (a później jej teściowie zabiorą je do siebie, zresztą jest to chrześniaczka Pawła). Dostaliśmy adresy od Pawła mamy, żeby resztę zaproszeń wysłać. Sa to osoby, które ja raz na oczy widziałam, a Paweł też nie za często. My ich zapraszać nie chcieliśmy, ale Pawła mama i babcia prosiły, więc się zgodziliśmy. Bo te 8 osób jest właśnie z ich kieszeni opłacane. I było wszystko fajnie i cudownie. Otwieram kartę z tymi adresami, a tam dopisek (mają dzieci). No to się pytamy, co z tego. A tu słyszymy, że trzeba dzieci też zaprosić, bo jak to bez itp. Goście z mojej strony są bez dzieci zapraszani i jest dobrze, a tu problem. To staramy się wyjaśnić, że tak było mówione od początku, że nie będzie innych dzieci, że hotel jest bez dzieci liczony (a jak się dziś dowiedziałam musieliby sobie przywieźć własne łóżeczka dla tych dzieci, bo wszystkie łóżka już są przez nas zajęte, a nie ma opcji, że dziecko śpi z rodzicami na łóżku). I się zaczął wielki problem. Oczywiście jest to moja wina, bo ja Pawła tak nastawiłam, a skoro oni płaca za tych gości, to mogą wymagać. Ale pomyślcie jakby się poczuli goście ode mnie, gdy zobaczą dzieci na weselu, a oni usłyszeli że bez dzieci (tym bardziej, że do mojej rodziny jeździmy i widujemy się na normalnych układach). I od tego się wszystko zaczęło. Co sądzicie mamy rację obstawając przy tym, że bez dzieci zapraszamy?
A swoją drogą to śmiesznie to brzmi prawda?